O szkoleniach i o papierach

W ramach przeglądu "co słychać w internecie" zajrzałam sobie na stronę KSAP i tęsknie popatrzyłam na dostępne szkolenia. Nie powiem, sporo tematów tam umieszczonych przypadło mi do serca, ale jest jeden problem - pieniądze... Przy dwójce studentów młodszego pokolenia na finansowanie własnej edukacji niestety mnie nie stać. Jednostki najniższego szczebla, jaką jest mój urząd też nie bardzo - zresztą, mam świadomość, że środki na szkolenia te co są  - będą potrzebne przede wszystkim w związku z konsolidacją osobom, którym diametralnie zmienią się zakresy czynności. Ale jeśli Wasze jednoski stać na szkolenie w KSAP, to oferta jest naprawdę bardzo ciekawa i szeroka, a i w gronie wykładowców można znaleźć znane nazwiska. Na ofertę możecie sobie spojrzeć TUTAJ


Mnie osobiście najbardziej interesuje analiza danych, ale póki co pozostają mi szkolenia resortowe i samokształcenie. Swego czasu miałam wielkie nadzieje związane z wizytami studyjnymi, ale temat jakoś nie został podchwycony i chyba rzadko z tej możliwości się korzysta. Kiedyś udało mi się coś takiego i raz udało się moim koleżankom z komórki; u siebie dwukrotnie miałam gości. Z jednej strony trudno się dziwić niewielkiej popularności tej formy zdobywania wiedzy, bo to jednak wymaga czasu poświęconego przez "nauczyciela" który zostaje oderwany od normalnych obowiązków. Z drugiej mimo wszystko się dziwię, bo jak świat światem najstarsza i najskuteczniejsza forma nauki odbywała się na zasadach mistrz - uczeń. Z trzeciej z tego co wiem największy problem bywa wtedy, kiedy przełożony "nauczyciela" nie bardzo chce żeby jego pracownik dzielił się wiedzą. No ale tego nie przeskoczymy, niestety. Jest parę osób w Polsce do których chętnie wybrałabym się na nauki, problem z tym, że nie bardzo mam kiedy. Nie wykluczam jednak, że ktoś z moich współpracowników czy ja znów skorzystamy kiedyś z tej możliwości.

Moja rada z dotychczasowych doświadczeń: aby udać się po nauki do kogoś należy najpierw wystosować oficjalne pismo do szefa jednostki w której pracuje ta osoba, podpisane przez szefa jednostki w której pracuje chętny do pobierania nauk. Ale pewno wiecie to lepiej ode mnie... Mimo sporego stażu w administracji wciąż mam problem z papierami.

No i tu przechodzimy do kolejnego czynnika który może zniechęcać: bark papieru po takiej wizycie. Po oficjalnych szkoleniach dostaje się jakieś zaświadczenie czy inny świstek (bo często jest to przecież świstek, z którego wynika tylko że pani X. w takich a takich dniach uczestniczyła w szkoleniu i nic poza tym); w przypadku wizyty studyjnej, nawet jeśli słuchacz uzna że była najskuteczniejsza na świecie, papieru nie dostanie, bo praktyk który uczył niekoniecznie ma uprawnienia żeby jakieś poświadczenie wystawić. 

Dlaczego tak uparcie lansuję taką formę nauki?

Ponieważ po pierwsze - jest tania (koszty podróży, ewentualnie noclegu jeśli jest taka potrzeba). Po drugie - nawiązuje się relacja między ludźmi, którzy (co bardzo prawdopodobne) w przyszłości w jakiś sposób będą współpracować (skoro jedziemy od kogoś się czegoś uczyć, zapewne pracujemy w tej samej dziedzinie). Dzisiaj (też lansowany przeze mnie jakiś czas temu) networking, czyli sieć kontaktów służbowych w internecie naprawdę pomaga rozwiązać wiele problemów. Ja bez tego praktycznie nie istnieję przy moim zakresie zadań. Po trzecie - zawsze lepiej uczyć się od praktyków, szczególnie wtedy, kiedy dziedzina jaką się zajmujemy jest specyficzna. Teoria ma to do siebie, że zazwyczaj jest bardzo ogólna i obejmuje szeroki zakres. Na szkoleniu teoretycznym prowadzonym przez specjalistę z danej dziedziny, ale niezbyt obeznanym ze specyfiką pracy na stanowisku czy w jednostce przyjmujemy sporą porcję informacji które nigdy nam się nie przydadzą. Rozmawiając z praktykiem który robi to samo co my, tylko dłużej, uzyskujemy o wiele więcej informacji z których potem będziemy korzystać.

A tak nawiasem mówiąc to może pora żebym wyjaśniła skąd u mnie taka niechęć do papierów. Przyznam się. Moją ukochaną książką do której wciąż wracam od wielu lat jest "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa. Jest tam taka scena, która nieodmiennie przychodzi mi na myśl zawsze gdy ktoś domaga się ode mnie zaświadczenia, oświadczenia czy czego tam jeszcze.

-Bardzo proszę o wydanie mi zaświadczenia - tocząc dzikim wzrokiem powiedział z wielkim naciskiem Mikołaj Iwanowicz - zaświadczenia, gdzie spędziłem dzisiejszą noc. -W celu okazania komu? - surowo zapytał kocur. -W celu okazania żonie - stanowczo powiedział Mikołaj Iwanowicz. (...) -Zaświadcza się niniejszym, że okaziciel niniejszego zaświadczenia, Mikołaj Iwanowicz, spędził wyżej wymienioną noc na balu u szatana gdzie został zaangażowany jako środek lokomocji... otwórz, Hella, nawias, a w nawiasie napisz "wieprz". Podpisano - Behemot. -A data? - pisnął były wieprz. -Dat nie wpisujemy, z datą dokument byłby nieważny - powiedział kot składając niedbały podpis. Potem wyjął skądś pieczątkę, chuchnął na nią urzędowo odbił na papierze słowo "zapłacono" i wręczył ów papier lokatorowi z parteru.

 

Nie jest ważna treść, nie jest ważne co jest naprawdę, bo prawdą jest w naszej urzędniczej kulturze papier, podpis i pieczątka... Nie dajcie się stłamsić makulaturze ;) Nie dajcie sobie wmówić, że tyle jesteście warci ile papierów Was opisuje!

A wracając do szkoleń: w internecie, oprócz różnych kursów e-learningowych można znaleźć fajne, bezpłatnie dostępne strony, m. in. blogi, zawierające sporo wiedzy. Trafiają się np. turtoriale z excela, kiedyś znalazłam kurs SQL; najlepszym kumplem samokształcenia wciąż pozostaje Wujek Google...

Joomla templates by a4joomla