O lojalności
Od czasu zapowiedzi specjalnego dodatku do Przeglądu Służby Cywilnej (o którym Wjawor pisał TUTAJ) gdzieś tam w tle wciąż za mną chodzi pytanie: co to właściwie jest lojalność?
Definicje są różne. Myślę, że definicji można stworzyć wiele, każdy z nas pewno wyraziłby ją inaczej. Z mojego punktu widzenia lojalność urzędnika musi siłą rzeczy być bardzo wyważona. Właściwie to wciąż balansuje na granicy.
Bo przede wszystkim obowiązuje nas lojalność wobec Rzeczpospolitej Polskiej. Czyli wobec kogo? Wobec polityków czy wobec społeczeństwa? Państwo to my jako społeczeństwo, a nie tylko grupa polityków. Wszyscy się chyba zgadzamy, że Ludwik XIV patrzył na tę kwestię z niewłaściwej strony. Lojalność ma swoje korzenie daleko w historii. Właściwie to od samego początku odkąd pojawili się przywódcy. Historia biegnie, ale i zmienia się oblicze lojalności. Przede wszystkim rozumienie tych słów. Czy aby nie bywa tak, że ci wobec których mamy być lojalni mylą lojalność z potakiwaniem?
Kiedyś, w czasach władców, na dworach mieszkał błazen. Wbrew pozorom jego rolą było nie tylko rozweselanie monarchy, ale również bywało, że przekazywanie mu trudnych wieści no i... mówienie prawdy.
Weźmy sobie taki przykład: jeśli ktoś wobec kogo mam być lojalna będzie chciał się powiesić, to lojalnie postąpię starając się go odwieść od tego pomysłu czy też w milczeniu pomagając mu zacisnąć pętlę (żeby mieć pewność)? No ok, może to nie najlepszy przykład jeśli siedzimy w średniowieczu i w grę wchodzą kwestie honorowe (w średniowieczu, bo dziś honor jest w zaniku. Słabo się sprzedaje).
No to inny przykład: jak wyżej, tyle że zamiast się wieszać ludzie uparcie piłują gałąź na której siedzą. Co mam zrobić żeby było lojalnie? Udawać że nie widzę czy próbować ostrzec? Nie każdemu się musi podobać ani jedno rozwiązanie a ni drugie... Podbiec i czekać aż mi spadną na głowę (żeby zamortyzować upadek)? A niby dlaczego? Czy później ktoś jak już mnie zniosą z placu będzie łożył na wykształcenie moich dzieci? Nie dość na tym, i tak potem jeden z tych na gałęzi powie, że to była moja wina a oni chcieli dobrze.
I tu dochodzimy do zasady wzajemności właśnie, o której bardzo ładnie napisał Pan Krzysztof Kiciński.
nie tylko podwładnego obowiązuje lojalność wobec władcy, ale również władca zobowiązany jest do lojalności wobec podwładnych
Piękny przykład lojalności to relacja między panem a psem. Nie mam na myśli przypadków patologicznych, oczywiście. Ostatnio często mam okazję obserwować ludzi którzy przyprowadzają swoje stworzenia do weterynarza. Czasem widać, że ten pan/ pani sam do lekarza nie pójdzie (bo mu szkoda pieniędzy), chociaż powinien, ale na pieska wyda wszystko co ma. Sam żywi się byle czym, ale piesek musi się dobrze odżywiać... To jest właśnie wzajemność. W klasycznych przypadkach (mówiłam, że o patologii nie będzie) nie do pomyślenia jest żeby w ramach oszczędności i zaciskania pasa pan nadal jadł ciągle kawior, a pies dostawał jakieś ochłapy. Lojalność wzajemna to nic innego jak solidarność. Choćby na zasadzie: tobie nie dam, ale sam też nie wezmę.
Oczywiście, trudno porównywać relację pan - pies z relacją politycy - urzędnicy (przede wszystkim brak więzi); o tym ciekawie w Dodatku napisał Pan Grzegorz Rydlewski. Ale myślę, że wiecie o co mi chodzi.
Przy tym wszystkim - skoro nawiązałam już do Ludwika XIV - warto sięgnąć i po Marię Antoninę:
nie mają chleba? to niech jedzą ciastka
A to skojarzenie stąd, że - jak już kiedyś pisałam - z mojego punktu widzenia politycy żyją na jakiejś innej planecie. To tak w związku z zamrożeniem kwoty bazowej na kolejny już rok.