O naszym drogim fiskusie
Przeglądając wieczorem net natknęłam się na artykuł w Rzepie, zatytułowany: "Nasz drogi fiskus nie chce tanieć", autorstwa Michała Walczaka. Tak się zastanawiam od czego zacząć polemikę - bo to, że koszty rosną nie ulega wątpliwości. Może zacznijmy od tego, że ze względu na fakt zamrożenia wynagrodzeń od kilku lat środki finansowe uzyskane w wyniku zwolnienia etatu (wszak ładnie pan wyliczył o ile gdzie się pozmniejszało) są przeznaczane na zapewnienie ustawowych świadczeń na które w żaden inny sposób ze względu na zamrożenie środków uzyskać nie można. Np. na dodatki stażowe które pracownikom zanim im 20 lat pracy stuknie - rosną. Nie wspomnę już o sytuacjach kiedy trzeba pracownikowi wyrównać do minimalnego wynagrodzenia (bowiem minimalne rośnie). A pula od 2009r. wciąż ta sama. Zatem na wynagrodzeniach oszczędzać się nie da. Wydatki na funkcjonowanie natomiast muszą rosnąć jako że na rynku od 2009r. ceny również rosną, większa jest stawka VAT, wyższe ceny usług (np. outsourcingowe sprzątanie - przecież płaca minimalna rośnie). Nie rozumiem zatem zdziwienia. Pominę już zmiany cen paliwa, pominę konieczność wymiany i napraw sprzętu - dzisiaj urzędnicy niekoniecznie pracują z kartką i ołówkiem, a komputery się starzeją i psują.
Poza tym może wyjaśnijmy sobie kilka kwestii poruszonych w artykule - napisać można wszystko, ale jeśli zestawić ze sobą pewne stwierdzenia, to zdaje się że tak oczywiste jak się autorowi wydaje pewne rzeczy nie są.
Na przykład:
Najdroższe są te urzędy, które zatrudniają najwięcej osób.
Matematycznie jeśli bierzemy pod uwagę wyłącznie wydatki owszem. Ale te urzędy zbierają i przekazują najwięcej do budżetu. Do tego te największe urzędy mają najwyższe ustalenia w kontroli, a to oznacza, że koszt pozyskania każdej złotówki w przeliczeniu na choćby fundusz wynagrodzeń właśnie w dużych urzędach jest najniższy. Mam na to niezbite dowody... Nie można patrzeć tylko na koszty, trzeba patrzeć i na przychody żeby stwierdzić czy przedsiębiorstwo jest dochodowe...
I jeszcze jedno: jeden urząd w dużym mieście musi mieć naczelnika, jakiegoś zastępcę albo dwóch, kierowników komórek których istnienie jest wymagane przepisami w tym zakresie; oprócz kadry zaliczającej się do korpusu służby cywilnej zatrudnia również personel pomocniczy.
Jeśli w takiej samej wielkości mieście działają dwa urzędy (żeby były mniejsze) cała kadra kierownicza o której było wyżej musi być razy dwa. I to jest taniej?
Najłatwiej prowadzić kontrole w działających sprawnie przedsiębiorstwach – zauważa Przemysław Pruszyński, ekspert ds. podatków w Konfederacji Lewiatan. - Nawet odnalezienie błędu polegającego na złym zakwalifikowaniu kilku złotych można uznać za kontrolę zakończoną pozytywnie. Tymczasem najtrudniej walczyć z przestępczością podatkową w szarej strefie, bo przy takiej działalności nie ma faktur, ksiąg, dokumentów itp. - dodaje Pruszyński.
...w najgorszej sytuacji są uczciwi przedsiębiorcy, bowiem fiskusowi najłatwiej jest od tej grupy pobierać podatki...(Mariusz Korzeb, ekspert ds. podatkowych organizacji Pracodawcy RP)
a następnie czytamy:
Inną sprawą jest, że spora część pokontrolnych należności podatkowych do fiskusa nie trafia. Bo podatnik już nie ma z czego zapłacić lub bardzo skutecznie ukrywa majątek.
No to jak? Uczciwi i ukrywają majątek?
Prawda leży jak zwykle pośrodku. Bowiem sporą częścią z tych astronomicznych zaległości po kontrolach o których mowa w artykule wynika z przyłapania podatnika (najczęściej podstawioną osobę która majątku nie tylko nie posiada, ale i nie posiadała nigdy w życiu. I żadnych tajemnic tu nie zdradzam, to o czym będzie za moment przedsiębiorcy znają już dawno jako odmianę "optymalizacji" kosztów podatkowych.) na wystawianiu tzw. pustych faktur. Czyli dokumentów mających potwierdzać transakcję która nigdy nie miała miejsca. Te faktury kupują różni przedsiębiorcy, bywa że i ci którzy byli do pewnego momentu uczciwi... Po co? Ano po to, żeby sobie koszty odliczyć związane z transakcją której nie było i tym samym pomniejszyć podatek. I to jak najbardziej też się kwalifikuje do ścigania. A patrząc na przywołane w artykule kwoty najwyraźniej jest ścigane. Zastanawiam się czy mówiąc o szarej strefie mamy na myśli tylko tych którzy te faktury sprzedają czy może również tych którzy je kupują? No?
Zgadzam się jednak, że na pewnych wydatkach być może można oszczędzić. Interesuje mnie np. mocno ostatnio częstotliwość korzystania w resorcie z możliwości jakie dają videokonferencje. To może być spora oszczędność czasu, a w wielu przypadkach i paliwa. Wiem, że taki system działa już testowo; nie wiem jakich nakładów trzeba żeby był dostosowany do pełnych potrzeb. Ale to i tak się z czasem zwróci.
Pewnie jest wiele pomysłów jak obniżyć koszty funkcjonowania fiskusa. Ale jeśli faktycznie chcemy skutecznie walczyć z szarą strefą, to zmniejszanie liczby urzędników skarbówki raczej w tym nie pomoże. Coraz nas mniej, a zadań coraz więcej. W zasadzie dzisiaj stanowisko pracy w analizach i planowaniu w anonimowym urzędzie skarbowym - biorąc pod uwagę zakres obowiązków (a pewnie i stan psychiczny...) - można przedstawić w przenośni tak:
- Tańczysz?
- Tańczę, śpiewam, gram na gitarze...
- Co ty pleciesz?
- Plotę, haftuję, szyję, lepię garnki....