O strategii
Wbrew pozorom nie będzie to tym razem artykuł o strategii z jaką mamy do czynienia przy zarządzaniu (no może czasem coś się przewinie...) ale raczej o strategiach jakie przyjmujemy w kontaktach międzyludzkich czy w pracy. Tak naprawdę nikt przecież o tym nie myśli. To jak się zachowujemy wynika z różnych okoliczności: charakteru, pozycji, zależności wzajemnych i od pracodawcy, nastroju w danej chwili, samopoczucia a często i poziomu ciśnienia - itp. Nie będzie to też - uprzedzam od razu - artykuł naukowy. Nie jestem socjologiem, wszystko co napiszę za chwilę to tylko moje różne obserwacje i garść uwag do nich.
Pozwólcie, że - ponieważ jak wspomniałam, naukowcem nie jestem - posługiwać się będę własną terminologią na określenie typów stosowanych przez ludzi strategii.
Typ pierwszy: strategia "bojem - uciekam" (nazwę tę zawdzięczam swojej półtorarocznej siostrzenicy), która ma dwie formy:
- "bojem - uciekam" w czystej postaci - siedzę w kącie, płaczę i czekam aż zdarzy się cud; osoba stosująca tę strategię jest "niewidzialna" dla otoczenia i nie ma żadnych szans na jakąkolwiek skuteczność. Chyba że ktoś się o nią potknie i wybije zęby, ale wtedy będzie miała po prostu jeszcze jeden powód do płaczu.
- "bojem - uciekam", ale tylko do siebie to mówię, nikt nie musi wiedzieć. Wyciągam rękę i próbuję coś zrobić. Ta strategia jest z dużym powodzeniem stosowana przez moją siostrzenicę w każdej sytuacji, a szczególnie kiedy mnie odwiedza i chce nawiązać kontakt z psami. Jest to strategia nadzwyczaj skuteczna, ponieważ wzajemna fascynacja psów i dziecka po kilkunastu minutach skutkuje pełnym porozumieniem na wszystkich poziomach a nawet wspólnym knuciem przeciw otoczeniu... Strategia ta jest skuteczna również w innych okolicznościach; inaczej mówiąc: cały czas mam świadomość ryzyka, ale je podejmuję, tyle że w rozsądnych granicach. W tym przypadku osoba wysyła sygnał: "tu jestem";
- i strategia trzecia, w którą z czasem niekiedy przekształca się ta druga: "szczupakiem pod tramwaj" zwana również "rzutem na drogę" lub "spontaniczną". To nie jest tak, że nie ma wtedy świadomości ryzyka. Owszem, jest, ale reakcję na ryzyko można tu określić jako tzw. scarletoharyzm ("pomyślę o tym jutro"), ewentualnie: "no risk, no fun" - to już w wersji dla bardziej zaawansowanych. Czyli tolerowanie ryzyka bez względu na jego istotę. A jeśli jeszcze osoba stosująca tę strategię ma skłonność do puszczania dymu uszami (w sensie: łatwo się irytuje), skutki mogą być różne. Prędzej czy później, niestety, ten tramwaj przyjedzie... Nie jest jeszcze najgorzej, jeśli osoba zdaje sobie sprawę, że kogoś pod ten pojazd może wepchnąć przypadkiem przy okazji - ale tu wracamy do strategii: "bojem-uciekam, ale wyciągam rękę".
Właściwie to sama nie wiem, co mi dzisiaj przyszło do głowy żeby taki akurat tekst popełnić. Może potraktujcie to jako alegorię w zastępstwie tekstu, który bulgocze we mnie od kilku dni w związku z...
...no, no - wystarczy:
"bojem-uciekam-wyciągam rękę" ;)