GOLEM, AWATAR, MIDAS, ZŁOTY CIELEC – czyli Roman Batko i jego spojrzenie na współczesną organizację publiczną w naszym kraju
Wjawor pisał już o tej publikacji tutaj i przyznam, że sięgnęłam po nią ze zwykłej ciekawości – jakie odczucia budzą wprowadzane od jakiegoś czasu zmiany w stylu zarządzania administracją publiczną - w osobie z zewnątrz. Obraz, który się wyłania z tej książki jest dość przygnębiający. I niestety, w wielu aspektach zgadzam się z Autorem. Pocieszające może być dla nas tylko to, że w przykładach podanych w książce urzędów zaliczanych do służby cywilnej nie jest wiele.
Szeroko pojęta administracja publiczna w naszym kraju w ostatnich latach zmienia się nieustannie. Teoretycznie w każdym razie. Wciąż pojawiają się nowinki w zarządzaniu. No, nowinki jak nowinki – swego czasu jak się przekopywałam przez literaturę w poszukiwaniu pomocy kiedy się u nas pojawiła kontrola zarządcza, natknęłam się w sieci na opracowanie dwóch francuskich naukowców – studium przypadku, czyli analiza skuteczności wdrożenia biznesowych narzędzi zarządzania - dobrych 10 lat temu - w dwóch przykładowych organizacjach publicznych we Francji. Ogólne przesłanie tej pracy mniej więcej można streścić w próbach odpowiedzi na krótkie pytanie: „dlaczego się nie udało?”.
Podobne wnioski prezentuje autor tytułowej książki. I trudno się z nim nie zgodzić.
Bo w wielu przypadkach każde nowe narzędzie tak naprawdę zamiast usprawniać zarządzanie przyczynia się do wzrostu biurokracji – pojawia się konieczność tworzenia nowej dokumentacji (tak, każde wymaga „dokumentowania”; ponieważ biurokracja z samej istoty ma wbudowane przekonanie że jeśli czegoś nie ma na papierze to to nie istnieje. Ba, to dokumentowanie staje się wkrótce ważniejsze od samej istoty... Więc i coraz częściej zdarza się, że papier jest - ale to co jest w nim opisane nijak nie funkcjonuje. Choćby dlatego, że nikt nie jest w stanie tych wszystkich papierów przeczytać, a co dopiero się do nich stosować). Autor w publikacji przywołuje postać króla Midasa – ale tutaj mam swoje własne skojarzenie – bowiem ten konkretny Midas z organizacji publicznej czego tylko dotyka zamienia to w papier…
Trudno się dziwić, że gdzieś w tym wszystkim umyka faktyczny cel istnienia organizacji, czyli służenie obywatelom – zza stosów dokumentów, sprawozdań, informacji, opisów, formularzy i procedur zwyczajnie świata nie widać, a każdy urzędnik ma dwie ręce, głowę i jedną parę oczu.
Dobrą ilustracją do tego o czym mowa są fragmenty filmu „Autostopem przez Galaktykę” na podstawie powieści Douglasa Adamsa – zwłaszcza scena pościgu. Albo uwolnienia głównej bohaterki. Otóż pojawia się tam rasa Vogonów (o których więcej tutaj). Czasem mam wrażenie, że ten obraz wcale nie jest aż tak bardzo przejaskrawiony jakby się mogło wydawać i boję się spojrzeć w lustro czy aby już tak nie wyglądam
Polecam tę lekturę, bo daje do myślenia. Mam wrażenie, że w administracji jakiś czas przestaliśmy zwyczajnie pytać: "po co?" Może po prostu trzeba wrócić do tego pytania? I wtedy będzie zupełnie inaczej...