Oczywiście warto sięgnąć...
...do korzeni, spojrzeć czasem wstecz. Ale nie do końca rozumiem akurat w przypadku naszej grupy zawodowej sens przywoływania lat międzywojennych, a tym bardziej lat PRLu. Ten rys historyczny nie wnosi raczej wiele wartości porównawczych. Tworzenie administracji w latach międzywojennych odbywało się w całkiem innych warunkach, niż pozornie podobne budowanie administracji po 1989 r. A lata tzw. „komuny” tym bardziej rządziły się swoimi prawami całkowicie odmiennymi od współczesnych uwarunkowań...
...No chyba, że celem było jeszcze większe zdołowanie nas. Bo właściwie wygląda na to, że aktualnie mamy „najchudsze” lata dla braci urzędniczej na przestrzeni ostatniego stulecia.
…Urzędnicy jako przedstawiciele władzy państwowej nabrali pewnego autorytetu społecznego dzięki umocnieniu państwa i jego organizacji oraz aparatu państwowego w całości. Poza tym przynależność do najważniejszej frakcji sektora państwowego przynosiła znaczne korzyści, szczególnie w związku ze (względną) pewnością zatrudnienia na tle społeczeństwa, które przeszło przez ciężki kryzys gospodarczy, i w którym panowało wysokie bezrobocie, także wśród pracowników umysłowych. Bezrobocie to nie znikło aż do końca dwudziestolecia. Płace pracowników państwowych w okresie kryzysu zwiększyły swą siłę nabywczą wobec spadku cen, i to mimo obniżek, specjalnych podatków itd. Pracownicy państwowi jako nieliczni w międzywojennej Polsce mieli pełną obsługę zdrowotną, emerytury i różne świadczenia dodatkowe, i można ich z tego tytułu określić jako rodzaj arystokracji wśród zatrudnionych…
(wywiad z prof. Januszem Żarnowskim Administracja rządowa w XX wieku – powstanie rozwój zmiany)
Co do drugiego z wywiadów mam wrażenie, że być może nie celowo, ale trochę prowadzący rozmowę Dagmir Długosz jednak "zmusił" profesora Henryka Domańskiego do dywagacji socjologicznych o wąskiej części administracji jaką jest oczywiście z innej strony bardzo ważna jej część - kadra kierownicza. Pytanie, na ile dla ponad 120 tysięcy członków korpusu są to ciekawe rozważania. Prawdę mówiąc niewiele zapamiętam z tego wywiadu, no może:
…Dagmir Długosz: Często też mamy do czynienia z sytuacją, w której politycy, sprawując funkcje kierownicze w administracji, jednocześnie ją krytykują i zapowiadają redukcje zatrudnienia czy ograniczenie władzy decyzyjnej biurokracji…
Profesor Henryk Domański: Co nie ma zastosowania w przypadku właścicieli i menedżerów, bo jeżeli właściciele krytykują menedżerów, to musieliby ich wymienić. Politycy natomiast często traktują zapowiedzi jako strategię pozyskiwania poparcia opinii publicznej…
(wywiad z prof. Henrykiem Domańskim – W interesie efektywnego funkcjonowania państwa)
Dopełnieniem tego wątku jest Władza mandarynów Marka Rabija. Przeczytałem z dużym zainteresowaniem. I wstyd się przyznać, ale do tej pory nie miałem o urzędniczej kaście w Chinach zbyt wielkiego pojęcia. Nie wyczułem jednak przesłania połączenia dwóch wcześniejszych wywiadów z arcyciekawym omówieniem hierarchii mandaryńskiej. Czy miała to być jakaś przeciwwaga, baza porównawcza, czy też po prostu jakaś ciekawostka? A może to jakaś propozycja na reformę naszej procedury postępowania kwalifikacyjnego?
Zgodnie z procedurą stworzoną w 605 r. n.e. nabór do kadry urzędniczej przeprowadzono co roku i za każdym razem do trójstopniowych egzaminów stawały w całym kraju miliony kandydatów! Każdy z trzech etapów poprzedzały dodatkowo dwie obowiązkowe sesje egzaminacyjne przeprowadzane w siedzibie lokalnej władzy oraz w prefekturze okręgu. Dopiero po zaliczeniu obu można było przystąpić do głównego egzaminu przed szefem edukacji regionu. Urzędnik cesarza musiał zatem przejść w karierze przez aż dziewięć bardzo poważnych testów.
Kandydatów nie egzaminowano wyłącznie z przepisów. Porównywano także ich zdolności kaligraficzne, umiejętność przekładania filozofii konfucjańskiej na codzienne decyzje, a także doświadczenie retoryczne. O skali trudności egzaminów na poszczególne stopnie urzędnicze najlepiej mówią zachowane dane o liczbie zdających z XVIII stulecia, w epoce dynastii Qing.
Do konkursów co roku stawało wtedy ok. 2 mln kandydatów, ale pierwszy etap (czyli trzy zdane egzaminy na stopień zwany shengyuan – student rządowy) zaliczało tylko ok. 30 tys. zdających. Spośród nich przez sito kolejnych trzech egzaminów na drugi stopień urzędniczy (zhuren – człowiek polecany przez rząd) przechodziło tylko 1,5 tys. Kandydatów.
(Władza mandarynów - Marek Rabij)
Model chiński pewnie skutecznie pozwoli zaoszczędzić na dodatkach dla urzędników służby cywilnej. Chociaż limit 200 mianowań rocznie też staje się chyba podobną barierą dla rozwoju zawodowego urzędników.
Cóż, łącznie Historia i współczesność zajmuje około ¼ Przeglądu. Ta współczesność w tytule tego działu wg mnie jest trochę na wyrost, a historia, jak to historia, dla jednych fascynująca, dla innych trochę nudna. Nie przepadałem w latach szkolnych za historią, dlatego też bliżej mi do tych innych. Pewnie i z tego powodu lekturę dalszej części Przeglądu odłożyłem na kolejne dni (musiałem odpocząć po pierwszej części). Ale obiecuję, że przeczytam do końca.