Początek roku (a luty jeszcze do takiego się zalicza) to czas rachunków sumień zawodowych w urzędach za rok poprzedni. Ocena kontroli zarządczej u nas już za nami, oświadczenie pojechało do adresata, ale jeszcze czeka (mnie na przykład) opis realizacji zadań. Nie pamiętam już, od ilu lat to piszę i za każdym razem podchodzę do tego trochę jak pies do jeża.
Od dłuższego czasu kusi mnie, żeby wstawić w ten opis coś, co pozwoliłoby mi się przekonać, czy w ogóle ktokolwiek to czyta. Ale za każdym razem jakiś głosik mi mówi: "jeszcze nie..." może przed emeryturą" - chociaż ten sam głosik ostatnio proponował, żeby napisać to wierszem, a potem wystawić w jakimś teatrze. Jako sztuka nowoczesna może by przeszło... Można by to reklamować jako horror, ewentualnie tragedię w trzech aktach.
Czy nie byłoby wzruszające, gdyby komornik wychodził na scenę i recytował przyczyny problemów z wykonaniem wskaźnika efektywności?
Ale nie mogę znaleźć rymu do słowa: "efektywność".
Recytacja mogłaby być wsparta gestykulacją, przewracaniem oczami i publicznym biciem się w piersi - to zawsze robi wrażenie...
A jaki były efekt wychowawczy dla społeczeństwa... Już widzę te łzy na widowni, kiedy publiczność wzruszona porywającą mową zrozpaczonego analityka (który po porównaniu wpływów podatkowych za dany kwartał do wpływów w analogicznym okresie roku ubiegłego odkrywa że spadły, ach jak spadły!) przysięga sobie, że już nigdy, ale to naprawdę nigdy nie będzie kombinować na podatkach i będzie płacić wszystko w terminie...
Zawsze marzyłam, żeby napisać coś, co zapadnie ludziom w serca i sprawi, że choć na chwilę staną się lepsi...
Ale niestety, zdaje się, że to będzie kolejny raz, kiedy całe moje literackie natchnienie będzie musiało zadowolić się tworem zaczynającym się od słów: "w nawiązaniu do pisma z dnia... w sprawie..." :(
A co gorsza, zastanawiam się czy to normalne, że słyszę jakieś głosiki - ale ten stan dopada mnie zawsze, kiedy przychodzi czas pisemnej spowiedzi...