my_smieciarze

Tak w nawiązaniu do artykułu o energooszczędności, który wrzucił Elsinore kilka skojarzeń mi się nasunęło. Przepisy przepisami, ale przyglądaliście się kiedyś, jak wygląda oszczędzanie (i nie będziemy tu mówić akurat o energii) na naszym własnym zawodowym podwórku?

Może od razu powiem, że przedstawione przykłady znam z drugiej ręki (czyli z opowieści świadków, ale jak najbardziej wiarygodnych), a jeden widziałam na własne oczy. Dodam też, że niektóre z tych przykładów nie są już aktualne od kilku lat wskutek buntu... No i na szczęście nie wszystkie pochodzą z mojej instytucji.

1. Testowanie wydajności długopisów (czy może wkładów od długopisów).

Test polega na tym, że siedzi nieszczęsna ofiara i na polecenie służbowe bazgroli na kartce. Uprzedzam, że nie wiem jak liczy: czas pisania czy może liczbę maźnięć...

2. Zakup tanich wkładów nie bacząc na to, że nie pasują one do nabytych wcześniej długopisów. Ale były najtańsze... Może dlatego, że stare i niezależnie od prowadzonych wcześniej testów wydajności po killku próbach rozpisania zaschniętego tuszu lądowały w koszu.

3. Zakup małych zszywek (tańsze były) mimo że wszyscy mieli wyłącznie zszywacze przystosowane do zszywek dużych. Coś w tym jest: jakoś się nie zużywały. Mało kto kreatywnie wpadł na to, że zszywki można zgryzać. W końcu za leczenie uzębienia pracownik płaci sobie sam.

4. Weekendowe ręczne liczenie impulsów telefonicznych z kilkudziesięciu telefonów zamiast wysłania pisma z prośbą o te dane do dostawcy usługi.

5. Żądanie od najwyższego organu ręcznego policzenia wpłat dokonywanych w trakcie roku przekazami pocztowymi (system informatyczny nie ewidencjonuje takiej informacji) zamiast jak wyżej.

6. Polecenie drukowania zaświadczeń obustronnie na jednej kartce: oryginału i kopii. Jak to potem klientowi wydać - a to już inny problem...

Pewno sami znacie więcej takich przykładów. Cały problem polega na tym, że oszczędzanie nie oznacza wcale kupowania najtaniej - najlepszym przykładem mogą być "jednorazowe" dziurkacze. Sama nie wiem, ile ich z moich rąk poległo, a jaki tam ze mnie Ursus. A, i raz oberwałam w oko dzynglem który z dziurkacza w trakcie pracy wyskoczył.

Oczywiście, trzeba oszczędzać - ale naprawdę ma to lepsze efekty, kiedy się przy tym myśli.



A na koniec jako ciekawostka niezły patent na oszczędzanie: pożyczanie np. papieru od organu podległego i obrażanie się na nieśmiałą prośbę o zwrot pożyczonych materiałów...


 

Joomla templates by a4joomla