Różne odsłony dziadostwa.
Z zainteresowaniem spojrzałem wczoraj na blog byłego Szefa Służby Cywilnej, Pana Ministra Sławomira Brodzińskiego. Cieszę się, że Pan Minister – pomimo, że na przymusowej emeryturze – postanowił zaistnieć w przestrzeni medialnej. Fakt, że w niszowej przestrzeni (czego sami doświadczamy), ale jednak. Panu Ministrowi życzę dobrych tekstów, trafnych diagnoz i celnych spostrzeżeń, a przede wszystkim reakcji na słowo pisane, które będzie – mam nadzieję – często popełniał. A przykładem tego, że życzenia się spełniają, niech będzie moja reakcja na zdefiniowane przez Pana Ministra „rządowe dziadostwo”.
W swoim tekście pt. „Mity Ministerialnego Eldorado” Pan Minister rozprawia się z relacjami (w sferze wynagrodzeń), między stanowiskami dyrektorów generalnych a podsekretarzami stanu, zatrudnionymi w ministerstwach. Odkąd pamiętam, stanowiska dyrektorów generalnych były bardzo dobrze wynagradzane. Pamiętam też odwieczne stękania ministrów różnych rządów, jak to się mają źle, że zarabiają mniej od swoich podwładnych. Swoją drogą – może właśnie stąd – politycy czerpali wiedzę, o niebotycznych zarobkach wszystkich urzędników ? Być może taki jeden z drugim minister postrzegał wynagrodzenia w administracji przez pryzmat zarobków swojego dyrektora generalnego ? Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było.
Wracając do tekstu Pana Ministra, z zaskoczeniem odnotowałem postawioną tezę, iż cyt.: „zarobki wiceministrów to największe dziadostwo w rządzie”. Oczywiście rozumiem, że chodzi wyłącznie o relacje na samej „górze”, zwłaszcza w odniesieniu do wspomnianych wcześniej dyrektorów generalnych. Ale u licha, z drugiej strony ktoś przez lata w ten sposób kształtował politykę wynagrodzeń w ministerstwach, że w pewnym momencie (nie wiem kiedy, może warto sprawdzić) zarobki dyrektorów generalnych przeskoczyły wynagrodzenia podsekretarzy stanu. Nie mnie oceniać, czy to dobrze, czy źle.
Rozumiem, że postawiona przez Pana Ministra teza o dziadostwie dotyczy dziadostwa sensu stricto na szczeblu ministerialnym. Potwierdza to niejako dalszy wywód i konkluzja, że na czysto pozostawało Panu jakieś 6.000 zł… Panie Ministrze, chętnie byłbym takim dziadem za niecałe 6 tyś netto (po opłaceniu – jak Pan napisał – kosztów mieszkania i podróży do domu). Mam nadzieję, że swoim wpisem chciał Pan wskazać wyłącznie na „niezdrową” – Pana zdaniem – relację w zarobkach między wspomnianymi grupami stanowisk. Niemniej w moim odczuciu wpisał się Pan (być może świadomie i celowo, licząc na reakcję) w retorykę obecnego Wiceprezesa Rady Ministrów Jarosława Gowina, który całkiem niedawno stwierdził cyt.
„Kiedy byłem jeszcze ministrem sprawiedliwości to czasami nie starczało mi do pierwszego. Miałem wtedy jeszcze trójkę dzieci na utrzymaniu. Sytuacja, w której minister zamiast skupiać się na sprawach państwa, zastanawia się jak dożyć do pierwszego, nie jest zdrowa”.
Panie Sławomirze, jak w takiej sytuacji mają się tysiące szeregowych pracowników i urzędników korpusu służby cywilnej ? Jak mają zareagować na takie słowa ludzie, którym mityczna średnia krajowa oddala się w zawrotnym tempie, ponieważ ich wynagrodzenia od lat stoją w miejscu ? Co mają powiedzieć osoby, które o wolnych 6 tyś na rękę mogą jedynie pomarzyć, dostając w zamian bagaż obowiązków, odpowiedzialności i niejednokrotnie pasterskie słowo od szefa: "jak ci nie pasuje to się zwolnij" ?
Kilka lat temu pani minister Klaudia Torres-Bartyzel, były Szef Służby Cywilnej, zwracała uwagę na postępujący stan ubożenia pracowników Korpusu. W „Sprawozdaniu Szefa Służby Cywilnej o stanie służby cywilnej i realizacji zadań tej służby w 2014r.” SSC stwierdzał wprost:
„Prowadzone analizy wskazują, że w służbie cywilnej funkcjonuje liczna grupa pracowników (ok. 8 tys.), których wynagrodzenia zasadnicze nie przekraczają kwoty 2 000 zł brutto miesięcznie. Problem ten często dotyka osób realizujących zadania inspekcyjno-kontrolne oraz badawczo-naukowe, wymagające wysokich kompetencji. Pracownicy małych urzędów z niskimi budżetami coraz gorzej radzą sobie w warunkach zamrożenia wynagrodzeń i rosnących kosztów życia. Do najniżej uposażonych obszarów służby cywilnej należą przede wszystkim urzędy administracji zespolonej szczebla powiatowego, w tym komendy powiatowe i miejskie Policji oraz Państwowej Straży Pożarnej, a także urzędy administracji niezespolonej”.
I żeby było jasne, wiem, że koszty życia w stolicy są wyższe niż u nas, na głębokiej prowincji. Ale okoliczność ta nie stanowi usprawiedliwienia dla tak postawionej przez Pana tezy, przy założeniu posiadania świadomości o poziomie wynagrodzeń w korpusie służby cywilnej, na którego czele stał Pan przez wiele lat.
Chce Pan wiedzieć co w mojej ocenie jest prawdziwym dziadostwem ? Otóż, nie zarobki podsekretarzy stanu. Nie głodujący medialnie Gowin. Nie premier polskiego rządu, przyznająca sama sobie kilkudziesięciotysięczne nagrody „bo się należały”. Najgorszym dziadostwem jest wieloletni grzech zaniechania systemowego podejścia do wynagrodzeń w służbie cywilnej. W tym obszarze nie zrobiono absolutnie nic, poza zbieraniem danych, robieniem wykresów i tabelek na poziomie DSC. Dziadostwem jest wieloletnie zamrożenie kwoty bazowej, uzasadniane przez ministra Rostowskiego programem konwergencji i innymi opowieściami z mchu i paproci, w sytuacji gdy równolegle podwyższano wynagrodzenia nauczycielom, pracownikom szkolnictwa wyższego i innym grupom zawodowym. Te celowe, wieloletnie zaniechania doprowadziły do tego co mamy dzisiaj.
Panie Ministrze, proszę nie odbierać tego tekstu osobiście. Nie taki jest cel. Jestem tu kilka lat i wiem, w jakich okolicznościach funkcjonował Pan jako SSC, jakie były Pana możliwości i przełożenie na decyzje. Dlatego też ten tekst to nic osobistego. Ot takie, dywagacje o różnych odsłonach dziadostwa…