...z cyklu: opowieści różne
Myślę, że większość z naszych Czytelników zna uroki służbowych podróży. Czasem kilka godzin w pociągu, w towarzystwie książki, może laptopa, czytnika czy smartfona - i innych, obcych ludzi. Bywa, że rozmownych. Pendolino oferuje taki wynalazek, jak strefa ciszy. Póki co, ze względu na region w którym mieszkam, nie było mi dane nigdy wypróbować. Ale właściwie nie żałuję. Bo te podróże otwierają zapominaną w codziennej gonitwie tradycję społecznych interakcji. Skąd mi się wziął ten temat? Z przekory... Nie mogę już patrzeć na podjazdowe wojny plemienne w internecie. Przy okazji, ten tekst dedykuję Koledze, który dość często powtarza mi, że go nie słucham. No więc słucham, tylko nie zawsze nadążam się przestawić z tych kilkunastu innych rzeczy które akurat mnie zajmują i szybko skupić na tym, o czym rozmawiamy. Ale wracając do tematu: posiadanie dwóch miejsc świadczenia pracy oznacza częste podróże. Ponieważ jedno z tych miejsc leży na terenie niemal wykluczonym komunikacyjnie (m. in. ze względu na brak elektryfikacji linii kolejowej, najdroższą autostradę w Polsce i bardzo skromną ofertę połączeń autobusowych), każdy wyjazd wiąże się z niezłą dawką adrenaliny, bo wymaga co najmniej jednej przesiadki. W zasadzie to mam już nie tylko na tyle opanowany nie tylko rozkład jazdy, ale nawet informacje o przyjazadach/ odjazdach na/ z poszczególnych peronów na kolejnych dworcach - więc występuję dość często w roli przewodnika. Być może powinnam zacząć rozważać karierę w informacji kolejowej. To nawet zabawne, gdy spóźniony pociąg wjeżdża na jeden peron, wysiadasz i gonisz pewnym krokiem na inny, gdzie czeka następny pociąg, a za Tobą gna grupa ludzi. Całkiem jakby jakąś szarżę prowadzić... Z tą różnicą, że w mojej drużynie zazwyczaj biegną przemiłe starsze panie. Mimo to wielokrotnie łapałam się na tym, że w gardle wzbiera mi okrzyk:
"na Gorzów! pomścimy tych, którzy nie zdążyli!"
No i ta ciągła niepewność: pociąg zaczeka? ...czy nie zaczeka? Niewielki problem, gdy jeszcze tego samego dnia będzie następny. Większy, gdy już nie będzie. I nie ma znaczenia, czy na przesiadkę masz 15 minut czy godzinę, bo pociągi spóźniają się różnie. Przedostatnio np. było to 90 minut.
Ale nie o tym chciałam pisać.
Odkąd pociągi stały się częścią mojego życia (wiele mówi fakt, że czasem pan sprzedający kawę w pociągu na mój widok pyta: "dla pani to co zwykle?"), wielokrotnie miałam okazję "zajrzeć" w życie innych. Nie, nie prowadzę przesłuchań. Nie zadaję pytań, nie wyciągam z ludzi informacji. Jestem raczej biernym sluchaczem. Po prostu.
Różne to były opowieści. Kilka z nich mogłoby posłużyć jako scenariusze do ciekawych i pod kątem fabuły - skomplikowanych filmów. Czasem chodzi tylko o to, aby jakoś zabić czas. Kiedyś pomogłam pewnemu obcokrajowcowi wyplątać się z przygody polegającej na tym, że biedak pomylił pociągi. To nie jest chyba najlepsze rozwiązanie, gdy z tego samego dworca dokładnie o tej samej godzinie jednocześnie odjeżdżają pociągi relacji Berlin - Warszawa i Warszawa - Berlin...
Różnie się trafia. Zdarzyło się i tak, że salwowałam się ucieczką do innego wagonu udając, że wysiadam. W pociągach nie zawsze jest bezpiecznie, zwłaszcza późnym wieczorem.
Na szczęście wciąż istnieje świat poza komputerem. Coraz trudniej mi to było zauważyć, bo przy tym urządzeniu spędzamy coraz więcej czasu. W wielu przypadkach, w tym w moim, jakakolwiek czynność zawodowa wręcz nie jest bez niego możliwa. Czy pamiętamy jeszcze co tracimy?
W jakiś sposób internet odhumanizowuje drugą stronę "dyskusji". Staje się tylko drugą stroną monitora. To plus złudne poczucie anonimowości wyzwala reakcje, które w większości przypadków nie nastąpiłyby w realu (w każdym razie: taką mam nadzieję). Czy ktoś z Was wyobraża sobie kłótnię (z użyciem słów powszechnie uważanych za obelżywe) w przedziale między obcymi pasażerami np. o skarpetki do sandałów?
No właśnie...
Poza tym i tak zawsze wożę ze sobą książkę. Dobrze mieć jakąś alternatywę. Nie włączam za to laptopa - nie jest wielką sztuką zajrzeć współpasażerowi przez ramię i zobaczyć co ma na ekranie. Weźcie to pod uwagę, gdy będziecie chcieli popracować w pociągu. I nigdy, absolutnie nigdy i w żadnym wypadku nie podłączajcie służbowego sprzętu do darmowej sieci wi-fi (czasem bywa w pociągach). Dlaczego? Spójrzcie choćby
tutaj. Nie był to pierwszy tego rodzaju eksperyment. I nie jest wielką sztuką taki czy inny przeprowadzić.
Przy okazji, polecam Wam ciekawy
artykuł (po angielsku): badania naukowe dowiodły, że opowiadacz historii (gawędziarz? jak przetłumaczylibyście słowo: "storyteller"?) w społeczeństwie jest wart więcej niż ktokolwiek inny. Warto przeczytać, choć osobiście mam dziwne wrażenie, że wraz z rozwojem cywilizacji funkcja ta została zawłaszczona i sprofanowana przez polityków.
A na podróż pociągiem - jeśli ktoś się wybiera - polecam świetną książkę Kamili Shamsie "
Sól i szafran".
Gdyby ktoś miał ochotę się wczuć: 10 godzin relaksującego, monotonnego dźwięku jadącego pociągu .