a może i trzy?

ProfileKilka dni temu DGP opublikowało wywiad z Szefem s.c (pisał już o tym w komentarzu jarox) pod znamiennym tytułem: "Nie jestem zwolennikiem odmrożenia kwoty bazowej dla urzędników". Przeczytałam ten wywiad tego samego dnia kiedy się ukazał i się zagotowałam - jak wiele osób, które ze mną na ten temat rozmawiało i pytało, czy będzie komentarz. A dzisiaj przeczytałam go drugi raz, już spokojniej. Szef argumentuje, że podniesienie kwoty bazowej doprowadziłoby do jeszcze większych dysproporcji w wynagrodzeniach. Jest w tym trochę racji, jednakże przy aktualnej lekkości wprowadzania zmian w prawie zapewne można byłoby to jakoś uregulować. Na przykład zmieniając dysproporcje mnożnikowe w taki sposób, żeby wszyscy zyskali, a mimo to nie uległyby drastycznemu zwiększeniu kominy płacowe. Nadmierne spłaszczenie wynagrodzeń też nie jest dobre, bo nie motywuje do niczego. Wręcz przeciwnie. A przecież motywacja jest podstawowym narzędziem zarządzania. Przez 9 lat zamrożenia sposób dzielenia jakichkolwiek podwyżek z pominięciem kogokolwiek byłby po prostu nie fair. Przecież to wieloletnie zamrożenie wpływa nie tylko na spadek realnych płac (w związku z inflacją), ale i na nasze przyszłe emerytury. Zaraz ktoś powie, że wartościowanie. Otóż - jak wielkrotnie wspominałam - nie wierzę w wartościowanie. Nie można jednym rozporządzeniem uregulować wartościowania w różnych resortach, na różnych szczeblach administracji przy takim zróżnicowaniu zadań jakie w służbie cywilnej występuje. Wartościowanie na tym poziomie to mit.
Na wartościowaniu w poprzednich latach najbardziej wbrew logice traciły osoby wykonujące zadania których nie wykonuje nikt inny. Mało kto je rozumie i zdaje sobie sprawę z niezbędnej wiedzy i konieczności stałego kształcenia (głównie: samokształcenia, bo raczej nie ma od kogo się uczyć). Dodatkowo sposób zwartościowania był okryty tajemnicą, trudno więc było skutecznie kwestionować sposób obliczania punktów, nawet przez przełożonego. Przynajmniej tak to wyglądało w przeszłości.
Ale wracając do tematu: mam wrażenie, że służba cywilna dzisiaj jest bardzo podzielona. I nie chodzi mi o rozmaite resorty czy wykonywane zadania, tylko o hierarchię instytucji. Urzędy na samym dole, te w terenie, w powiatach to zupełnie inna planeta i inna rzeczywistość niż te oczko wyżej, na szczeblu wojewódzkim. Ministerstwa to inna konstelacja, a Departament Służby Cywilnej i Krajowa Szkoła Administracji Publicznej to całkiem inna galaktyka. Tak to odbieram. Zajrzałam ostatnio na stronę KSAP i wzrok mój przykuła zapowiedź dwudniowego szkolenia na temat zarządzania stresem i treningu antystresowego w urzędzie za jedyne 850 pln + koszty dojazdu i noclegu. Który urząd na szczeblu powiatowym stać na coś takiego? Czy osoby zatrudnione w tych urzędach się nie stresują? Nie potrzebują wsparcia? Przecież to one właśnie są na pierwszej linii w kontaktach z obywatelami...Taka jednostka ogląda każdą złotówkę i mając do wyboru szkolenia twarde i miękkie wybierze twarde, czyli merytoryczne, bo brak tego rodzaju wiedzy może mieć dalej idące konsekwencje. O ile w ogóle może sobie pozwolić na wybieranie czegokolwiek.
Przy okazji, dam Wam dobrą radę gratis: pomaga, jak się rąbnie kubkiem o ścianę. Niestety, w pracy zrobić tego nie mogę, bo ścianki działowe są z czegoś w rodzaju dykty. A niezależnie od poziomu stresu, nie chciałabym jednak nikomu w sąsiednim pokoju zrobić krzywdy...
Druga rzecz, która przykuła moją uwagę to słowa Szefa o stabliności. Zacytuję:
Poza wyższymi stanowiskami w służbie cywilnej na pozostałych stanowiskach stabilność wciąż jest.
Serio? Nawet jeśli prawie 1/3 korpusu w związku z reformą KAS nie spała po nocach, martwiąc się co będzie jutro? Nawet jeśli można 1,5 tysiąca osób wyprowadzić poza służbę cywilną niemal z dnia na dzień? Jak stabilne okazało się zatrudnienie dla tych, którzy stracili pracę?
Co do godzenia życia zawodowego z rodzinnym, to przyznam, że sam mąż jest mniej wymagający niż mąż i dwójka dzieci. Co nie zmienia faktu, że co jakiś czas cierpliwie prosi: "zdejmij już może ten kaftanik*", jako że zdarza mi się pracować w domu ze względu na braki personalne w naszej ekipie. Wszyscy pracujemy za dużo.
Szef zauważa natomiast poważny problem dotyczący brakujących specjalistów. To dobrze. Ale byłoby lepiej, gdyby coś się w tym kierunku działo. Nawet nie chcę myśleć co będzie gdy wejdzie niższy wiek emerytalny. Przy dzisiejszych poborach ludziom bardziej opłaca się iść na emeryturę niż pracować. I ile stresu mniej i wydatków na kubki...
Pamiętacie ten wykres? Polska w 2014r. miała czwartą w krajach OECD pod względem wielkości grupę pracowników administracji rządowej w wieku 55+. Czy coś się zmieniło w tym zakresie dzisiaj? Młodzi się może rwą do urzędów, żeby się uczyć i naturalnie zastąpić odchodzących?
 
Źródło: OECD (2016) Survey on the Composition of the workforce in Central/federal Governments
Fajnie, że ekipa DSC jeździ po kraju. Ale może byłoby dobrze, gdyby oprócz prezentacji i spraw kadrowych przyglądała się też trochę rzeczywistości na tych odległych galaktykach, jakimi są terenowe urzędy. Bo tam są chyba inne potrzeby i priorytety niż w Warszawie.
A może mi się wydaje?
 
-----------------------------------------------------------
*takie powiedzenie rodzinne - pracujące labradory znane są z tego, że kaftaniki noszą gdy pracują i są wtedy skupione, poważne i czujne. Natomiast w momencie zdjęcia kaftanika pracujący poważny labrador przeistacza się w radosnego psiaka, chętnego do zabawy i rozmaitych psich szaleństw
Joomla templates by a4joomla