przyjęte przez rząd
(...) średnioroczny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej – 100,0 proc. w ujęciu nominalnym (oznacza to, że wynagrodzenia w 2018 r. nie będą automatycznie waloryzowane jednym wskaźnikiem).
Z uwagi na konieczność przestrzegania tzw. stabilizującej reguły wydatkowej, unijnych reguł fiskalnych oraz zabezpieczenia środków na projektowane działania rządu (kontynuacja programu „Rodzina 500 plus”, dalsza modernizacja sił zbrojnych, obniżenie wieku emerytalnego) w 2018 r. planowane jest utrzymanie wynagrodzeń na poziomie 100 proc. 2017 r.
Określenie średniorocznego wskaźnika wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej w wysokości 100,0 proc., nie wyklucza wzrostu wynagrodzeń indywidulanych w ramach planowanych środków na płace.
Jakie z tego wnioski, jeśli podejdziemy do sprawy logicznie?
Po pierwsze: poprawa sytuacji na rynku pracy nie ma wpływu na wynagrodzenia w służbie cywilnej, co oznacza, że nie działa mechanizm zatrzymywania najlepszych w administracji. Reklamy, najwet najpiękniejsze (vide: spoty w internecie promujące nabór do KSAP też nie pomogą). Trudno będzie też przyciągać młodych zdolnych.
Po drugie, z tej samej przyczyny: nie nastąpi wsparcie dochodów gospodarstw domowych członków korpusu służby cywilnej, ponieważ pracodawca, którym jest państwo wynagrodzeń nie podniesie. W ten sposób z pięknej, zapowiadanej perspektywy wyklucza się przeszło 100 tys. osób, a właściwie więcej, bo wraz z rodzinami.
Po trzecie, jeśli wzrośnie wynagrodzenie minimalne znów - w ramach tego samego budżetu - i tak trzeba będzie znaleźć środki w budżecie przewidzianym na wynagrodzenia dla osób, które znów wpadną pod minimalną. Ostatnie zdanie cytowanego komunikatu oznacza, że w ramach wciąż tego samego budżetu na wynagrodzenia możliwe są podwyżki indywidualne, być może inne niż te o których było zdanie wyżej.
Po czwarte - jeśli w ramach tych samych planowanych środków na płace jakieś indywidualne podwyżki są możliwe, to oznacza, że ktoś kto z tego budżetu płace dostawał z niego wyleci. Trudno sprecyzować jak ma to wyglądać. Może chodzi o odchodzących na emerytury, po których coś się uwolni (acz nie są to już te czasy, gdy takie osoby zarabiały znacznie więcej niż ich następcy, którzy dopiero startują). A może chodzi o jakiś inny sposób na "uwolnienie środków". Jaki to sposób, zastanówcie się sami.
Po piąte: analizując statystyki wyszukiwania w google fraz prowadzących na portal znalazłam dzisiaj taki zwrot: "podwyszki dla urzędników". Myślę, że to bardzo ładna metafora efektu długoletniej "motywacji" w postaci zamrożenia kwoty bazowej, poprawy sytuacji na rynku pracy i pradziwy efekt realizacji hasła: "jak mieć więcej za mniej"...