case study sprzed niemal 90 lat...
Jak sami zobaczycie za chwilę, medialny wizerunek urzędnika skarbowego nigdy nie miał ciepłego odcienia. Poniżej znajdziecie felieton, który uchyla rąbka tajemnicy otaczającej pewną nominację... Tekst z Ilustrowanego Kuryera Codziennego podesłał Agatokles (dzięki!), znajdziecie go pod tym LINKIEM - przepisałam dla Was, bo z pdf źle się czyta. Pisownia, oczywiście, oryginalna.
Kraków, środa, 29 lipca 1931
W. RAORT.
Karjera Hilarego Śruby
Nominacja Hilarego Śruby na naczelnika wydziału w departamencie egzekucyjno-obrotowym wywołała łatwo zrozumiałe zdziwienie w kołach jego znajomych, kolegów i przyjaciół. Nikt nie przypuszczał nawet, aby ten mały, zasuszony i niepokaźny człowieczek mógł kiedyś osiągnąć tak wysokie stanowisko, przeskoczywszy nadomiar kilkuset swoich kolegów starszych rangą i latami służby. Zachodzono w głowę i snuto najrozmaitsze domysły na temat tego nagłego i niespodziewanego awansu.
Byli tacy, którzy twierdzili, że Hilary Śruba jest przyczajonym szwagrem jednego z wpływowych ministrów; inni zapewniali, że Śruba jest zakonspirowanym legjonistą, a jeszcze inni dawali słowo honoru, że Hilary Śruba był swego czasu adiutantem pułkownika Wieniawy Długoszewskiego. Tymczasem – nic podobnego! Hilaremu Śrubie nie śniły się nawet takie wysokie koneksje. Ot, zwyczajnie, przyszedł do biura, jak codziennie od lat przychodził i nagle został wezwany do ministra. O czem, jak i co mówili – nikt do dnia dzisiejszego nie wie. Dość, że po pół godzinie wyszedł pan Hilary Śruba z gabinetu ministra, z aktem nominacyjnym na naczelnika wydziału w departamencie egzekucyjno-obrotowym. Z ust wiarygodnych świadków wiemy także to, że Śruba opuściwszy gabinet ministra, zasiadł, jakby nic, do swego biurka i urzędował normalnie, jak wszyscy inni. Dopiero przed godziną trzecią zawezwał do siebie swego dotychczasowego szefa i z miejsca go zredukował, na podstawie jakiegoś specjalnego paragrafu ustawy o funduszu turystycznym. Domysłom nie było końca. Tu i ówdzie przebąkiwano, że pan Hilary Śruba jest upatrzony na piątego wiceministra i że jego wpływy sięgają tak wysoko, że zwyczajnemu śmiertelnikowi nawet strach o tem pomyśleć. Tymczasem – jak już powiedziałem – nic podobnego! Faktyczną tajemnicą tej nadspodziewanej i zawrotnej karjery, były tylko i jedynie, idealne wprost kwalifikacje pana Śruby na stanowisko wysokiego urzędnika skarbowego. U ołtarza poznano się wreszcie na nim i oceniono tak, jak na to zasłużył. Wszelkie zatem plotki, domysły i gadaniny, nie mają najmniejszego sensu, gdyż Hilary Śruba dopiął wysokiego szczebla swojej kajery tylko na podstawie osobistych kwalifikacyj i idealnych wprost walorów, które znamionować powinny każdego urzędnika służącego w skarbowości. O tych niezwykłych zaletach Hilarego Śruby wiedziałem i ja oddawna. A wiedziałem dlatego, że człowiek pisujący feljetony z życia współczesnego, o wszystkim wiedzieć musi. Korzystając z tego przywileju, pozwolę Wam nawet wniknąć w prywatne życie pana Śruby, a sami osądźcie, czy ci, którzy go desygnowali na tak odpowiedzialne stanowisko, nie mieli racji. Ograniczę się tylko do jednej sceny z prywatnego życia Hilarego Śruby, która miała miejsce w przededniu jego awansu, a myślę, że z tego ułamka naocznie się przekonacie, jak bardzo ten człowiek nadawał się na to wysokie stanowisko i ile korzyści przysporzyć nam może w dziedzinie skarbowości.
A było to tak:
W przededniu jego nominacji, weszła do pokoju żona pana Śruby, pani Honorata, z domu Biurokracka i stanąwszy przed swoim mężem w chwili, kiedy zapinał szelki, rzekła krótko i nie bez pewnej nieśmiałości:
- Kaszlę bardzo już od trzech tygodni i muszę pójść do lekarza!...
- Do lekarza nie pójdziesz – odparł pan Śruba – ale za to możesz sobie kupić małą flaszeczkę syropu przeciw kaszlowi za 65 groszy. Proszę cię Honorato, nie krzyw się i nie przeszkadzaj mi, bo spieszę się do biura… Przyznaję ci więc, za przedłożeniem mi oryginalnego i ostemplowanego rachunku, dodatek w kwocie 45 groszy, którym obciążam nasz fundusz domowej pomocy lekarskiej, jako uzupełnienie do istniejącego już starego funduszu tejże pomocy, w kocie 20 groszy.
- Ależ Hilary, gdzież ja dostanę za 65 groszy flaszeczkę syropu – zaszlochała pani Honorata.
- Na twój rekurs w sprawie przyznanego ci kredytu, zawiadamiam cię, jak następuje: Nasz miesięczny fundusz gospodarstwa domowego wynosi, jak ci wiadomo, 345 złotych 63 groszy. – W tej przyznanej ci kwocie mieści się nasze normalne wyżywienie i utrzymanie. Wobec urzędowo i przez ekspertów stwierdzonego faktu, że syrop przeciw kaszlowi zawiera tylko 1 i 2/3% właściwych środków leczniczych, zaś w 98 i 1/3% zawiera wyłącznie środki spożywcze jak sacharyna, kunerol, klajster i drobne witaminy, przeto równoważnik pieniężny za te środki spożywcze, zaliczony już poprzednio w rubryce funduszu gospodarstwa domowego, byłby ponownie zalikwidowany i niewłaściwie na rachunek funduszu gospodarstwa zapisany. Rzecz oczywista, że cena kupna syropu przeciw kaszlowi, wstawiona w budżet funduszu gospodarstwa domowego, zamiast do budżetu funduszu domowej pomocy lekarskiej, nie mogłaby być przezemnie uznana i przyjęta. Okazałaby się bowiem nadwyżka w budżecie funduszu gospodarstwa domowego, kosztem kwoty, zarachowanej z funduszu domowej pomocy lekarskiej. Byłby to nonsens, nie mający żadnego uzasadnienia prawnego, ani formalnego, ani rzeczowego…
- Ależ Hilary, bój się Boga – przerwała pani Honorata.
- Tu niema nic Bóg do gadania, tylko czysty rachunek!... Gdybyś wskutek zażywania tego syropu przeciw kaszlowi straciła tak dalece apetyt, że nie mogłabyś, bądź to całkowicie, bądź to częściowo, spożywać codziennych posiłków, to donieś mi o tem pisemnie, w dwóch egzemplarzach, abym równoważnik pieniężny za te nieskonsumowane posiłki mógł zaksiążkować w dziale funduszu gospodarstwa domowego, z tem, że zaoszczędzoną w ten sposób kwotę wpłacisz na konto tego funduszu, lub też kwota ta zostanie ci potrącona z odsetkami z pieniędzy należnych ci w przyszłym miesiącu, na rachunek ogólnego wyżywienia i utrzymania… Wreszcie zarządzę twoją stałą obserwację przez lekarza urzędowego, aby stwierdził, w jaki stopniu zażywanie syropu oddziaływać będzie, z jednej strony, na zanik twego apetytu, a z drugiej strony na stan twego zdrowia. Gdybyś, dzięki wspomnianemu syropowi, przestała przyjmować pokarmy w zupełności i odżywianie twoje ograniczyłoby się tylko do codziennych dawek syropu, to stanęlibyśmy wobec nowego stanu rzeczy. Podwyższyłbym wtedy nieznacznie fundusz domowej pomocy lekarskiej, a obniżyłbym wydatnie kwotę przeznaczoną na fundusz gospodarstwa domowego. W ten sposób uzyskalibyśmy dalsze oszczędności w budżecie państwa – pardon! – chciałem powiedzieć, w budżecie naszego gospodarstwa…
---------------------------------------------
Pytam: Czyż nie mieli racji tam, u ołtarza, powołując Hilarego na odpowiedzialne i wysokie stanowisko w służbie skarbowej?...
- Mieli!