recenzja (namówionego podstępnie) @Agatoklesa

Profile

Poradników w zakresie zarządzania i samorozwoju jest na rynku masa. Niewiele z nich jednak odnosi się wprost do pracy w sferze budżetowej. Ostatnio w Polsce (i nie tylko  - bo równolegle wydano wersje na rynki zagraniczne) tę lukę wypełnia „Administrategia” Macieja i Izabeli Kisilowskich. Książka nosi podtytuł „Jak osiągnąć sukces osobisty zarządzając w administracji publicznej”. Jest zachwalana między innymi przez Roberta Firmhofera, Dyrektora Naczelnego Centrum Nauki Kopernik (autor przedmowy), czy prezydenta Słupska, Roberta Biedronia. Książka ma wyraźne i proste przesłanie wskazywane już w pierwszych słowach:

 

„Twoja kariera, Twój urząd i Twoje państwo potrzebują strategii. Przed ambitnymi, aktywnymi menadżerami sektora publicznego, do których przede wszystkim adresowana jest ta książka, to stwierdzenie z pewnością „nie odkrywa Ameryki”. Strategia - prosta idea świadomego ustalania celów i priorytetów oraz efektywnego wykorzystywania posiadanych zasobów do realizacji tych celów - jawi się jako logiczna przeciwwaga dla dryfowania, marazmu i wszechobecnego średniactwa. Konieczność strategii wydaje się nieuchronna na każdym z trzech wymienionych obszarów sektora publicznego.”

Autorzy proponują spójny system łączący metody budowania kariery z osiąganiem celów postawionych przed urzędami administracji publicznej. Wielokrotnie podkreślają, że praca w administracji może być atrakcyjna poprzez poczucie uczestnictwa w zmianach otoczenia. Wskazują przy tym na trzy modele kariery: cenionego eksperta (przykład - Halina Wasilewska-Trenkner), politycznego alpinisty (Elżbieta Bieńkowska) i biznesowego migranta (Mateusz Morawiecki).

Nie będę opisywał szczegółów. Dość powiedzieć że propozycja państwa Kisilowskich obejmuje  ustalanie priorytetów (pamiętając że w przeciwieństwie do biznesu nie można w administracji zrezygnować z wykonywania niektórych zadań), poszukiwanie poparcia (zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz organizacji) oraz znajomość perspektywy klienta.

Gdy urzędnik - menadżer wie już, w jakim kierunku zmierza, pozostaje postawić pytanie „ jak?”. Administrategia - odpowiada bardzo konkretnie, dając trzy dekalogi. Pierwszy odnosi się do pracowników (budowanie zespołu przekraczającego oczekiwania), drugi do zarządzania infrastrukturą wiedzy, trzeci daje wskazówki zarządzania operacyjnego. Te trzydzieści rad jest bardzo różnych. Od oczywistych (upraszczaj, wyznacz priorytety w poprawie efektywności), przez ciekawe (rola informatyków i specjalistów od zakupów ważniejsza niż prawników), aż po kontrowersyjne (promowanie pracy w nadgodzinach).

Książka ma przejrzysty układ, autorzy piszą logicznie i ciekawie. Czytelnik na pewno nie jest zanudzany. Wręcz przeciwnie, przykłady „z życia wzięte” oraz wypunktowania, podkreślenia i rysunki sprawiają, że „Administrategię” czyta się dobrze. Wyjątkiem jest niekonsekwencja w zwracaniu się autorów do czytelnika. Raz robią to w rodzaju żeńskim, innym razem męskim.

Ryzykowne byłoby stwierdzenie, że jest to książka dla wszystkich. Na pewno to pozycja wartościowa dla wyższej rangi menadżerów publicznych. Tych, którzy mają przestrzeń do satysfakcjonującej kariery: 

„(...) zachęcamy Cię, byś o osobistej strategii sukcesu w administracji myślał szerzej niż tylko przez pryzmat stanu swojego konta. Szczególnie, jeśli jesteś wyższej rangi menadżerem publicznym - czy to zajmującym stanowisko „apolityczne” (dyrektora lub wicedyrektora departamentów urzędu rządowego i samorządowego, szefa lub wiceszefa urzędu centralnego lub agencji), czy też politykiem (ministrem lub wiceministrem, posłem lub senatorem, wójtem, burmistrzem, prezydentem miasta lub jego zastępcą, starostą lub marszałkiem województwa, członkiem zarządu powiatu lub województwa) (...)”

Menadżerowie niższego szczebla będą mogli zastosować się do znacznie mniejszej ilości rad dawanych przez państwa Kisilowskich. Chociaż przy odrobinie wysiłku i pomysłowości można większość z nich zastosować w ograniczonej formie.

A co ze „zwykłymi” pracownikami? Część z nich nosi „buławę w plecaku” więc z pewnością doszkolić się nie zaszkodzi. Inni, mogą mieć szczęście i dobrego szefa, który świadomie lub intuicyjnie stosuje się do zasad „Administrategii”. W tym przypadku, po lekturze będą lepiej rozumieć przełożonego i dostrzegać okazje by mu pomóc. Jest wreszcie ostatnia, najliczniejsza kategoria urzędników. To pracownicy liniowi nie mający szans na awans, z kiepskimi kierownikami. W ich przypadku czytanie książki państwa Kisilowskich z pewnością łączyć się będzie z frustracją i żalem. Z pytaniem „dlaczego u mnie w pracy tak nie jest”. Wyjścia są dwa - albo nie czytać, albo szukać lepszego pracodawcy.

 

Joomla templates by a4joomla