sprawdzamy

Profile

Temat rzekomo zbyt wielkiej liczby urzędników wraca w III RP  jak bumerang. Ile tu mitów? Jakie są fakty? Od lat jesteśmy karmieni mitem o zbyt wielkim państwie. Wydatki państwowe są podobno zbyt duże. A przedsiębiorczość dusi wredna administracja. Jakiś czas temu wicepremier Morawiecki zapowiedział zwalnianie urzędników.

"Będziemy odchudzać administrację publiczną, by zmniejszyć koszty jej funkcjonowania, a także wprowadzać nowoczesne mechanizmy zarządzania - powiedział w czwartek wicepremier Mateusz Morawiecki. Według niego będzie można zaoszczędzić "setki milionów złotych".[1]

Taki ton nie jest żadnym novum od 1989. Temat taniego państwa i zbyt wielkiej administracji pojawia się  co rusz. Hasłami szafowała zarówno lewica jak i prawica. Tuż po roku 1989 jeden z premierów obiecywał tanie państwo. W ramach tego publicznie pokazywał że jeździ  polskim Polonezem. Dziennikarze szybko zauważyli, że ledwo wyjeżdża za miasto szybko przesiada się do rządowej Lancii. Potem było podobnie. Niemal każda partia obiecywała tanie państwo i zwolnienia wśród urzędników. Każda była z tego rozliczana i nie było  pozytywnych ocen. Zarzuty w stylu „za waszych rządów wzrosła armia urzędników” padały systematycznie. Temat zawsze wzbudzał emocje społeczne, nie brakowało go więc i w debatach wyborczych.

 Przykłady. Proszę bardzo: wiadomości.dziennik.pl, wprost.pl 

Lub z linka

Program „Tanie państwo” miał PIS.

Budowa taniego państwa zaczęła się od... powołania specjalnej komisji. Działo się to w listopadzie 2005 r., kiedy rządziło PiS, a premierem był Kazimierz Marcinkiewicz. Była to woda na młyn Donalda Tuska, który dwa lata później bezlitośnie punktował premiera Jarosława Kaczyńskiego, że armia urzędników wzrosła o 39 tys. osób. Krytyka okazała się strzałem w kolano: za rządów PO urzędników przybyło o – zależnie od sposobu liczenia – od kilkudziesięciu do nawet 100 tys.[2]

 

W kampanii wyborczej w 2005 r. PiS obiecywało redukcję zatrudnienia o 20 proc. W sumie za jego rządów w administracji publicznej przybyło 13 tys. miejsc pracy. Ale o równie głębokich cięciach mówiła w przedwyborczych obietnicach PO. W dwa lata po objęciu rządów wciąż zakładano redukcję urzędników o 10 proc. W sumie za rządów PO przybyło ich ok. 60 tys. Licząc od 2005 r., ich liczba zwiększała się co roku średnio o ok. 7,3 tys.[3]

Pamiętne są chociażby plany redukcji zatrudnienia w administracji o 10% przez rząd PO. Sprawę ustawy o racjonalizacji zatrudnienia w administracji, pogrzebał Trybunał Konstytucyjny (wyrok z 14 czerwca 2011 r., sygnatura akt: Kp 1/11).[4]

Czy w Polsce jest zbyt dużo urzędników? Czy polska administracja jest za duża?

By odpowiedzieć na pytanie warto powiedzieć jakie mamy oczekiwania wobec państwa. Spójrzmy, czego chcą Polacy.

Polacy żądają od państwa stałej pracy, ale podatków płacić nie chcą. Bezpłatne studia, opieka lekarska i poczucie bezpieczeństwa - to zdaniem Polaków największe obowiązki państwa względem obywateli. W zamian gotowi są dbać o dobre imię ojczyzny i pomóc policji w schwytaniu przestępcy. Ale podatków tak chętnie już nie płacą. To wyniki najnowszego sondażu CBOS. (...) W ciągu kilkunastu lat wyraźnie zmalało jednak przekonanie, że do obowiązków obywatela należy płacenie podatków. Obecnie uważa tak 76 proc. badanych, a co piąty (20 proc.) zdecydowanie się z tym nie zgadza.”[5]

Badania na ten temat od lat potwierdzają stały trend. Polacy mają duże oczekiwania wobec państwa. Nie idzie jednak za tym chęć łożenia na państwo. Państwo jest dobre kiedy daje. Złe kiedy  obywatel musi na państwo coś dać. Brakuje tu spójności.[6] Trudno znaleźć wśród obywateli Rzeczypospolitej postawy typowej dla Szwedów.  Tam sprawa jest jasna. Płacimy wysokie podatki i w zamian otrzymujemy dużo od państwa.

Większość Szwedów ze zrozumieniem płaci astronomiczne podatki, bo wiedzą, czego mogą spodziewać się w zamian. Instytucje publiczne cieszą się ogromnym zaufaniem - Szwedzi wierzą, że ich pieniądze zostaną dobrze spożytkowane.[7]

Stellan Skarsgard, ulubiony aktor Larsa von Triera, powiedział kiedyś, że mieszka w Szwecji, bo tam są wysokie podatki. W efekcie nikt nie jest głodny, opieka zdrowotna znajduje się na wysokim poziomie, a szkoły i uniwersytety są bezpłatne. - Jeśli się ma dużo pieniędzy, tak jak ja, powinno się płacić wyższe podatki - stwierdził.[8]

Obywateli Szwecji i rząd połączyła niepisana umowa. Podatki są tu wyższe niż gdzie indziej, ale nagrodą za ich płacenie jest obietnica, że cokolwiek się wydarzy - nikt nie stanie się uzależniony od drugiej osoby.[9]

Mamy zbyt rozbuchane państwo? Spójrzmy na kilka cyfr. Okazuje się że Polska od lat zmniejsza wydatki publiczne w relacji do PKB.[10] Ciekawa analiza Instytutu Badań Strukturalnych podaje kilka faktów:

"Stopa fiskalizmu w Polsce jest niższa niż średnio w UE.W Polsce udział wydatków publicznych w PKB w 2014 roku wyniósł 42,1%. W 2014 roku średni udział wydatków publicznych w PKB (stopa fiskalizmu) wyniósł 46,3% w krajach Unii Europejskiej (UE) i 45,3% w krajach OECD. Zróżnicowanie wynosiło od 32,3% w Korei Południowej do 58,3% w Finlandii . Największe znaczenie sektora publicznego mierzone udziałem wydatków publicznych w PKB miało miejsce w krajach skandynawskich – w Finlandii, Szwecji, Danii oraz w mniejszym stopniu w Norwegii. Wysokim udziałem wydatków publicznych w PKB charakteryzują się także Francja, Belgia, Austria"[11]

 


 źródło: http://ibs.org.pl/app/uploads/2016/04/IBS_Policy_Paper_04_2016_pl.pdf

Zobaczmy kolejne dane.

Okazuje się że zatrudnienie w  rzekomo "przerośniętej" budżetówce   Polski to  21%.  Większe zatrudnienie jest  w budżetówkach stawianych za wzór Niemiec czy Wielkiej Brytanii.[12]

Źródło: http://ec.europa.eu/eurostat/documents/2995521/7715718/2-27102016-AP-EN.pdf

Może dalej ktoś jest nie przekonany?

Oto kolejne informacje. Ile osób zatrudnia państwo?

Źródło: https://dsc.kprm.gov.pl/sites/default/files/zatrudnienie_i_wynagrodzenia_w_sluzbie_publicznej_w_2015_r._-_broszura.pdf

źródło: https://dsc.kprm.gov.pl/sites/default/files/zatrudnienie_i_wynagrodzenia_w_sluzbie_publicznej_w_2015_r._-_broszura.pdf

 

Udział zatrudnienia w administracji publicznej (sekcja „O”) w zatrudnieniu w gospodarce narodowej jest poniżej średniej dla strefy euro. Zwracam tylko uwagę że  tak zwana Sekcja „O” to :Administracja publiczna i obrona narodowa; obowiązkowe zabezpieczenia społeczne. A więc nie tylko urzędnicy.

źródło: https://dsc.kprm.gov.pl/sites/default/files/zatrudnienie_i_wynagrodzenia_w_sluzbie_publicznej_w_2015_r._-_broszura.pdf

 

 Fundacja FOR przedstawia też tzw. „Rachunek od państwa”. To inicjatywa która ma pokazać na co państwo wydaje pieniądze. Czytamy tam:

„Wbrew częstym opiniom, największe wydatki państwa nie były związane z administracją, a z emeryturami i rentami.”[13]

Podsumujmy zatem. Wydatki państwa w stosunku do PKB są poniżej średniej w UE. Zatrudnienie w sektorze publicznym jest poniżej średniej w Europie. Wydatki na administrację wcale nie są tak duże jak się powszechnie sugeruje.

Obawiam się jednak, że dla wielu ważniejsze niż podane cyfry są stereotypy. 

Czucie i wiara silniej mówi do mnie. Niż mędrca szkiełko i oko. Martwe znasz prawdy...”

- pisał Mickiewicz. Cóż tam fakty! Nie staną one na drodze głębokiej wiary o administracyjnej hydrze.

W najnowszym rankingu Doing Business Polska 2017 zajęła 24. miejsce.[14] Raport pokazuje, że nastąpiła widoczna poprawa warunków prowadzenia działalności gospodarczej. Czy administracja ma w tym swój udział? Owszem. Nie sądzę jednak by została doceniona. Po raz kolejny jest chłopcem do bicia. Tym, którzy twierdzą, że im większe zatrudnienie w sektorze publicznym tym gorzej, proponuję kolejne dane. Na blogu laureata Nagrody Nobla jest w tym temacie bardzo ciekawy artykuł. Becker i Posner stawiają pytanie czy rządy zatrudniają za dużo pracowników. Wielu uważa że przyczyniają się oni tylko do powstawania długów. A także że gdyby nie oni państwo byłoby bogatsze. Czyżby?

W bogatym Singapurze jest około 4 procent zatrudnionych w sektorze publicznym.[15]

W bogatej Norwegii jest około 30 procent. Zatem, czy faktycznie jest jakikolwiek związek między bogactwem a zatrudnieniem w sektorze publicznym? Norwedzy są bogatsi od Polaków. A przecież w Norwegii sektor publiczny też jest duży (ba, większy niż w Polsce). Jest więc jakikolwiek negatywny związek między bogactwem a sektorem publicznym?[16]

Trafnie bolączki administracji pokazano w raporcie „Państwo i My. Osiem grzechów głównych Rzeczypospolitej”.[17]

„Od wielu lat administracja publiczna jest poddawana zmianom organizacyjnym i kompetencyjnym, cechują się one jednak konceptualnym nieuporządkowaniem i fragmentarycznością. Co więcej, sposobności na poprawę własnej wiarygodności politycy nierzadko upatrują w anty-administracyjnej krucjacie. Za krytyką nie idzie jednak praktyczne zaangażowanie w reformowanie administracji.”

Jedyny pomysł na administrację jaki konsekwentnie proponują decydenci to jej odchudzanie.

Cóż to za lekarz który na każdą bolączkę proponuje by schudnąć? Nasi politycy nie są jednak oryginalni. Populizm tego hasła jest nośny od wieków. W 1942 roku, Adolf Hitler podczas obiadu z Himmlerem nakreślił w typowy dla siebie sposób plan zredukowania biurokracji do jednej trzeciej. Jak chciał to uczynić?

„ Podatnikowi mówi się  - Zapłacisz tyle samo , ile w zeszłym roku. Jeśli twoje zarobki są mniejsze, masz to zgłosić. Jeśli są większe, masz natychmiast zapłacić proporcjonalny domiar. Jeśli zapomnisz zgłosić wzrost swoich dochodów, zostaniesz surowo ukarany”

- marzył Hitler.

Pomysł, by redukować administrację państwową szeroko się rozpowszechnił w przededniu wojen napoleońskich. Uzasadniano to filozofią laissez-faire (pozwólcie działać!). Brzmi całkiem współcześnie choć hasło ma źródła w XVII wieku.

Leseferyzm (fr. laissez faire – pozwólcie czynić; laissez passer - pozwólcie przechodzić, laissez aller) - sformułowany przez francuskich fizjokratów, ale najpełniej zrealizowany w dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii pogląd filozoficzno-ekonomiczny głoszący wolność jednostki, zwłaszcza w wymiarze społeczno-ekonomicznym.[18]

 W połowie  XIX wieku dużo pisano o potrzebie modernizacji struktur rządowych. Statystyki jednak nie  pozostawiają wątpliwości, że ówczesne państwa były wersją państwa minimalnego. W 1891 roku całkowita liczba pracowników rządowych w Wielkiej Brytanii nie przekraczała 2% siły roboczej. We Włoszech w 1871 ten wskaźnik wynosił 2,6%. W Niemczech w 1881 – 3,7%. Do lat dwudziestych XX wieku sektor publiczny zwiększył się dwukrotnie w tych państwach. Obecnie wśród wielu państw Europejskich wynosi 20-30%.

Wszystkim, którzy marzą o jak najmniejszej administracji chciałbym przypomnieć, że nie ma jej wcale tylko w dżungli. Obawiam się jednak, że warunki do prowadzenia biznesu nie są tam zbyt sprzyjające.  Tam gdzie państwo, tam jest też administracja. Warto to zrozumieć.

 

------------------------------------------------------------------------

Joomla templates by a4joomla