Znacie bajkę o orzeszku? Jak nie znacie to poszukajcie... Nie opowiem Wam jej, mimo że od kilku dni we mnie bulgocze. Z każdej strony słyszę o konieczności uszczelniania wpływów podatkowych, natomiast w pracy ostatnio mam wrażenie, że ktoś ten zwrot zrozumiał zbyt dosłownie. Wszystkie nasze analityczne głowy i ręce są bowiem ostatnio nieustannie zajęte sporządzaniem sprawozdań, statystyk i zestawień. Wydaje się, że komuś chodzi o to, żeby te wpływy uszczelniać papierem. Czy jak? Przecież i dziecko wie, że aby jakieś działanie było skuteczne, to trzeba je podjąć, a nie opisywać. Wyjaśniać. Tłumaczyć. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby przewidzieć, że za jakiś czas będziemy pisać kolejne sprawozdania, wyjaśnienia i statystyki w zakresie spraw, które powinniśmy robić teraz, a których nie zrobiliśmy, bo... nie było na nie czasu. Z powodu sprawozdań, zestawień i statystyk sporządzanych na bieżąco. Terminy udzielania odpowiedzi są wyznaczane tak starannie, żeby broń Boże nam tego czasu nie zostawić. Najbardziej "orzeszkujące" jednak jest to, że wiele tych danych które podajemy jest dostępnych osobom które o nie pytają. W zakresie zarządzania proponuję takie twierdzenie:
prawdopobieństwo osiągnięcia celu jest odwrotnie proporcjonalne do objętości i liczby sprawozdań, statystyk, instrukcji i wyjaśnień.
Obojętnie, czy chodzi o wpływy podatkowe czy o robienie butów. Nikt nigdzie nie doszedł wyłącznie mierząc odległość na mapie. Resztę komentarza sobie daruję. Pointerpretujcie za to poniższe obrazki...