...czas dojazdu do pracy a czas pracy
Na stronach DGP możecie znaleźć
artykuł w którym mowa o niedawnym wyroku TSUE w sprawie czasu pracy. Chodzi konkretnie o wliczanie czasu dojazdu do pracy do czasu pracy; niestety, dotyczy to tylko pracowników
którzy nie mają ustalonego miejsca pracy (np. budowlańcy) powinni móc wliczać czas na dojazd do klienta do całkowitego czasu pracy
Swego czasu próbowałam zrozumieć jaki mam status jadąc służbowo z mojego końca świata gdziekolwiek. Do najbliższego ośrodka szkoleniowego mam przeszło 500 km (pociągiem wychodzi jakieś 6 godzin i to przy pomyślnych wiatrach; samochodem zważywszy korki i ruch w Warszawie będzie podobnie, za to więcej stresu); a trafiają się i dłuższe podróże. Niekiedy znacznie. Zatem jeśli szkolenie zaczyna się od poniedziałku to muszę wyjechać w niedzielę i to zazwyczaj rano (a bywało, że i w nocy) lub wczesnym popołudniem żeby dojechać o jakiejś ludzkiej porze i w miarę możliwości za dnia. Przy mojej skłonności do zamyślania się i tracenia z oczu świata zwykle mam dalej do celu niż inni (raz zimą błąkałam się po lesie w Otwocku ok. godziny 23, bo skręciłam nie tam gdzie powinnam i nie chciałabym tego przeżyć jeszcze raz). Czyli w niedzielę jestem w delegacji, ale nie wlicza się tych godzin do czasu pracy. Z punktu widzenia mojej rodziny za to nie jestem z nimi, bo muszę wyjechać służbowo, czyli właściwie to jestem w pracy. Z której strony nie patrzeć, konieczność podróży wymaga poświęcenia na rzecz pracodawcy mojego prywatnego czasu. Pociąg nie jest miejscem wyznaczonym do wykonywania pracy, ale jadąc tym pociągiem nie mam tak naprawdę wolnej niedzieli. Tak w ogóle gdybym jadąc służbowo w niedzielę narozrabiała w jakiś sposób to traktowane byłoby to jako nieetyczne zachowanie w czasie pracy. Założymy się? Teleportować się, niestety, jeszcze nie potrafię, ale chciałabym się nauczyć. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie przy tym co robię zawodowo zaprzestania tych podróży... Przy czym jeśli jadę w środku tygodnia, w normalnych godzinach pracy nikt mi za to wolnego przecież nie potrąca...
Takich osób jak ja jest mnóstwo, bo kwestię niewliczania dojazdów do czasu pracy reguluje kodeks pracy. Konkretnie ten przepis (art. 128):
Czasem pracy jest czas, w którym pracownik pozostaje w dyspozycji pracodawcy w zakładzie pracy lub w innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy
A interpretację znajdziecie
TUTAJ.
Możliwe, że napisałam jakieś straszne głupoty, ale proszę wziąć poprawkę, że wczoraj i dziś wstałam o 4.00 i nieco mam przygaszoną jasność umysłu. Wczoraj, żeby zdążyć na pociąg i dziś żeby odprowadzić dziecko na lotnisko. Jutro mam służbowe spotkanie w Warszawie. I w tym przypadku moja wczorajsza podróż i nocleg były moją całkowicie prywatną sprawą, przy czym i tak do Warszawy musiałabym się przecież dostać. Nie mam pojęcia jak rozliczyć delegację, bo mam ją wystawioną od dzisiaj, a bilet mam z wczoraj. Pierwszy nocleg - dla jasności - opłacam sobie sama... Z dzisiejszym noclegiem problemu chyba nie ma, ale i tak w sprawach formalno-delegacyjno-kadrowych poddaję się całkowicie. Liczę na to, że ktoś z Was się nade mną ulituje i doradzi. Albo sprostuje. Albo przejawi jakąś reakcję... Albo skomentuje ten wyrok z większym sensem niż ja.