...czyli takie tam mamrotanie po kątach...
Redaktor R. przerwał najwyraźniej milczenie (nie otrzymał kaktusa - bo katusa wybraliście w sondzie która niestety, zniknęła wraz z poprzednią wersją strony - ale tylko dlatego, że nie mam go kiedy namalować. Ale nadrobię to jak tylko dotrwam do urlopu. I zgodnie z obietnicą wyślę na ręce redaktora naczelnego z prośbą o przekazanie i podziękowaniem) i ostatnio sypie artykułami aż iskry idą. Dzisiaj pojawiły się dwa kolejne. Pierwszy to właściwie
komentarz do tego o którym pisał Wjawor
TUTAJ - drugi dotyczy możliwości ubiegania się o mianowanie. Nad tym drugim znęcać się nie będę (przynajmniej na razie). Zajmę się natomiast tym pierwszym (tj. pomamroczę sobie po kątach - po kątach bo i tu i na twitterze i na facebooku gdzie umieszczamy linki do naszych artykułów). Pan Redaktor zaczyna z grubej rury jak przed wyborami parlamentarnymi wszyscy będą mieli fajnie, mogą liczyć na podwyżki:
Również rządowi urzędnicy, którzy zarabiają średnio 4,8 tys. zł, czyli o kilkaset złotych więcej od średniej krajowej.
Następnie autor wskazuje, iż:
Oczywiście jest niewielka grupa osób, które zarabiają na poziomie płacy minimalnej, ale to nie jest ważne (...)
Gdzieś pośrodku tekstu wyświetla mi się reklama DGP jako pakietu fachowych publikacji. W kontekście komentowanej publikacji
Swego czasu do metody wyciągania wniosków pana Redaktora odniosłam się
TUTAJ. Niemniej poproszę autora o ścisłą definicję zwrotu: "niewielka grupa osób". Pomijam już lekceważenie wyrażone w tym zdaniu wobec osób, które wykonują swoje zadania rzetelnie przez kogoś, kto zarabia nie tylko na judzeniu jednych na drugich poprzez całkowity brak rzetelności, ale w tle gdzieś tam pobrzmiewa przekonanie że zarobki urzędnicze na poziomie płacy minimalnej to przecież nic złego. O sprawozdaniu Szefa s.c. pisaliśmy
TUTAJ. Zapewne sprawozdanie jest panu Redaktorowi znane, ale ta jakaś zaciekła nienawiść nie pozwala mu przyjrzeć się temu w sposób obiektywny.
Potem jest jeszcze o tym, że nie mamy tak źle i że w prywatnych firmach nikt się nie skarży że nie było podwyżek (tymczasem warto zajrzeć sobie na stronę
wynagrodzenia.pl i spojrzeć na wykres wskazujący dynamikę wzrostu wynagrodzeń Polaków w latach 2005-2013. Przypominam, że nam nie rosły od 2008 r. Jest jeszcze o tym, że skoro związki nie składają pozwów to nie jest tak źle. I jeszcze jeden cytat:
Dlatego może po kątach między sobą marudzą, ale publicznie to pewnie przeżyliby bez tych podwyżek, i to całkiem przyzwoicie.
Zastanawiam się czym różni się przeżycie publicznie od przeżycia prywatnego... Nie dość, że nierzetelnie to jeszcze ze składnią i logiką coś nie bardzo. Coś jak z kotem Schrödingera, który jest jednocześnie żywy lub martwy? Kwantowe ujęcie rzeczywistości? Nawiasem mówiąc, miłośnikom kwantów polecam rewelacyjny tekst na
bbc.co.uk - co się stanie gdy ktoś wpadnie do czarnej dziury.
A tak serio (niestety, bardzo serio): wkrótce na BIP pojawi się ogłoszenie że poszukujemy do mojej komórki pracownika na zastępstwo. Nie udało mi się przeforsować opcji żeby z innej jednostki/ komórki oddelegować kogoś kto by się chciał u nas uczyć a w tej innej jednostce/ komórce zatrudnić kogoś na zastępstwo. A myślę, że znaleźliby się chętni, bo praca naprawdę jest ciekawa, acz często (ostatnio nawet zbyt często) irytująca. Problem polega na tym, że mój zespół to samodzielni specjaliści z określonych dziedzin i nie bardzo widzę możliwość faktycznego zastąpienia osoby nieobecnej przez kogoś całkiem z zewnątrz, bo nasze zadania wymagają naprawdę dobrej znajomości albo bazy danych i aplikacji albo podatkowych zagadnień merytorycznych, a najlepiej jedno i drugie. Do tego nikt z nas nie ma dzisiaj czasu uczyć kogoś od zera, bo i tak nie jesteśmy w stanie przerobić we czwórkę wszystkiego co na nas spada. To będzie bardzo duże wyzwanie dla osoby która na to zastępstwo przyjdzie. Wypełniając wniosek do dyrektora o zgodę na zatrudnienie musiałam wpisać kwotę proponowanego wynagrodzenia w przedziale od - do. Od to mnożnik 1,005 czyli 1883 pln (nie miałam żadnego wpływu na to co mogłam tam wpisać). Rubrykę "do" zostawiłam pustą w nadziei, że może będzie możliwe coś więcej. I już widzę tego specjalistę z zewnątrz który za takie pieniądze zostanie rzucony na głęboką wodę. To właśnie od nas się oczekuje wiedzy fachowej, więc przeważnie musimy liczyć na siebie.
A wracając do artykułu: pan Redaktor uważa, że wynagrodzenie powinno się składać z części stałej i premiowej. Ten pogląd jest całkowicie przestarzały. Polecam lekturę Doktryny Jakości prof. Bliklego. Żaden urzędnik dzisiaj (przynajmniej w mojej branży, ale sądzę, że w innych również) nie jest w stanie efektywnie wykonywać zadań bez współpracy z innymi. Podobnie jak żadna organizacja nie jest w stanie sama wykonywać efektywnie zadań. To wynika wprost z różnych informacji do których dostęp mają różne osoby czy organizacje. System premiowy to zawsze zachęta dla rywalizacji i zabójstwo dla współpracy.
A na koniec, w związku z tym cytatem:
obecny system nie zachęca urzędników do dobrej i wydajnej pracy
mam niewinne pytanie: jaki system wynagrodzeń redakcyjnych skłoniłby w końcu Pana Redaktora do obiektywizmu i rzetelności?