...o pasji i niepewności...
Reprezentuję Niezależny Głos KSC http://www.sluzbacywilna.info.pl/ , nieformalny portal internetowy przeznaczony dla członków korpusu służby cywilnej, zawodowo natomiast pracuję w jednym z urzędów skarbowych. Do moich obowiązków należy m. in. koordynowanie sprawozdawczości urzędu. W związku zarówno z działalnością portalu jak i pracą zawodową interesuje mnie realizacja art. 58 ustawy o wojewodzie i administracji rządowej w województwie z dnia 23 stycznia 2009 r., tj.:
Art. 58. 1. Organy niezespolonej administracji rządowej działające w województwie są obowiązane do składania wojewodzie rocznych informacji o swojej działalności w województwie, do końca lutego każdego roku.
2. W przypadku gdy obszar działalności organu przekracza obszar jednego województwa, informację, o której mowa w ust. 1, składa się wszystkim właściwym wojewodom.
Jak wiadomo, dla tej rocznej informacji nie ma przewidziano żadnej formy ani niezbędnej zawartości. Od dłuższego czasu dręczy mnie pytanie jak wykorzystywane są w praktyce tak różnorodne przecież dane. Mam więc w tym zakresie kilka pytań:
1. Jakimi informacjami dotyczącymi działalności organów administracji rządowej Wojewoda jest zainteresowany?
2. W jaki sposób przekazywane corocznie informacje są wykorzystywane?
3. Czy informacje które są corocznie przekazywane z różnych jednostek są spójne (porównywalne) i co się z nimi dalej robi?
4. Czy te informacje są do czegoś przydatne?
5. Czy udzieloną odpowiedź możemy opublikować na naszym portalu?
Na razie dostałam tylko odpowiedź z Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego (brawa za szybkość!), przy czym jest to informacja o przekazaniu moich pytań do właściwego wydziału i obietnica, że pełniejszą odpowiedź otrzymam wkrótce. Ale wiem, że nie są to łatwe pytania a i obieg dokumentów wymaga czasu...
Moim zamiarem jest ustalenie, które z wykonywanych przez nas sprawozdań faktycznie są do czegoś potrzebne. Nie określam z góry, że jakieś nie jest - stąd pytania. Bo może się okazać, że (jak sugeruje moja koleżanka) obowiązek sporządzania niektórych sprawozdań wynika z tego, że kiedyś wymyślił je przykładowy pan Kaziu, który już od kilkunastu lat pędzi szczęśliwe życie emeryta, a nikt kto przejął jego obowiązki nie wie co z tym dalej zrobić. I chowa do szafy. Może warto zauważyć (po raz enty) że każde sprawozdanie ktoś musi wykonać i że nie stać nas jako państwo na marnowanie pieniędzy. Bo w tych przypadkach są to pieniądze zmarnowane (koszt alternatywny - też już było; zajmując się pierdołami nie robi się rzeczy ważnych). Podobnie jak żądanie tych samych danych tylko w różnych ujęciach czy żądanie danych od wszystkich podległych jednostek kiedy na własnym poziomie ma się do nich dostęp. Naprawdę, taniej będzie w końcu się tego nauczyć. I to w kolejności najpierw istota sprawy, a Power Point później, że tak złośliwie dodam.
A informacja dla wojewody interesuje mnie osobiście jako analityka. Ponieważ zawodowo właśnie sama zajmuję się zestawianiem i analizą rozmaitych danych i nie mam najbledszego pojęcia jak można sensownie zestawić dane czy informacje o różnorodnej treści, jaka komu przyjdzie do głowy w danym momencie. I jakie z tego można wyciągnąć wnioski. Jeżeli te informacje wojewoda przekazuje dalej, na szczebel rządowy, to chyba też niepotrzebnie, skoro wszystkie ministerstwa robią swoje własne sprawozdania. Może warto się zastanowić czy ten przepis rzeczywiście jest komuś do czegoś potrzebny czy tylko zajmuje czas iluś osobom (również w otoczeniu wojewody...), który można byłoby wykorzystać znacznie efektywniej. To tylko przykład.
Ale ok, z głębszymi wnioskami może lepiej poczekam na odpowiedzi z urzędów. Mam nadzieję, że nadejdą.
Zdaje się, że odbiegłam od tematu. Ale nie, właściwie to ma związek. Bo jeśli nikt z czymś nic nie robi a mi to coś przeszkadza, to sama próbuję coś z tym zrobić. Nie tylko we własnym interesie. To nie jest tak, że się tłumaczę z wrednego charakteru. Wredny charakter ma to do siebie, że człowiek nie czuje się zobowiązany żeby się tłumaczyć. Tylko jeśli mówimy o motywacji czy pasji to najpierw - jak prof. Blikle wskazuje w swojej książce - należy usunąć bariery. Bo, odwołując się do przykładu sportowców - jeśli ktoś się rozpędza i napotyka bariery to zwalnia. W biegu przez płotki (który jako wyjątek mi ktoś zaraz być może wytknie) nigdy nie osiągnie się takiego czasu jak w biegu na torze bez przeszkód. Wiem, bo sama kiedyś amatorsko biegałam, i przez płotki i bez.
Tak samo motywacja czy pasja skutecznie tłumiona bezsensownymi przeszkodami rozwiewa się i znika gdzieś we mgle.
Stąd i moje przeświadczenie, że pasjonaci z najwyższych szczebli (jakiegokolwiek nie mamy o nich zdania) i ci z najniższych to dwa różne światy, które już dawno przestały się przenikać. Czasem coś tam się przebija z jednej czy drugiej strony, ale i tak wrażenie kosmicznych przestrzeni między nimi pozostaje. Powiedziałabym nawet, że z perspektywy jednych ci drudzy znajdują się gdzieś po drugiej stronie czarnej dziury - i odwrotnie.
Nie sztuka być pasjonatem z pełnym portfelem. Gorzej, jak człowiek nie wie czy dopnie budżet i co będzie jutro. A mimo to, kurczę, wśród tych drugich też są pasjonaci. Jak to możliwe?
Właściwie pytanie powinno brzmieć: jakim cudem to jeszcze jest możliwe?
A na zdjęciu Perełka - jako ilustracja do niepewności, o której zapomniałam pisząc ten tekst. Może innym razem...