"Naprzód ruszymy jutro..."
W ramach obchodów 95-lecia Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie ze strony pani Premier padło trochę słów skierowanych do urzędników. M. in. obietnica być może odmrożenia wynagrodzeń w przyszłym roku. Ale to pewno wiecie (pisał o tym w komentarzu niedawno Rychu). Wiecie też zapewne o apelu, abyśmy byli bardziej przyjaźni dla klientów. O szczegółach tej wizyty możecie poczytać na stronie PAP, a nasz ulubiony redaktor z kolei napisał co nieco o planowanych dla służby cywilnej szkoleniach. Z obsługi klienta. Tym razem ma sporo racji. Tak w nawiązaniu do obu tych tekstów klują mi się różne myśli i skojarzenia. Dość swobodne, więc proszę się przygotować, że poniższy wywód niekoniecznie będzie ściśle związany z tematem.
Pracuję w urzędzie już długo. Dzisiaj sporadycznie mam kontakty z klientami, ale swego czasu byłam na pierwszej linii. I pamiętam doskonale, co zresztą do dziś się sprawdza, że zawsze podstawowym elementem takiego kontaktu był... uśmiech. Taki zwykły, życzliwy i niewymuszony. Drugim: zwykła, życzliwa uprzejmość. I nie byłam w tym odosobniona. Przecież wszyscy wiemy, że łatwiej się pracuje kiedy atmosfera jest dobra. Po co sami mielibyśmy sobie utrudniać życie?
A teraz rozejrzyjcie się. Nie, nie tylko w urzędzie. Dookoła. Spójrzcie przez okno, w sklepach, tramwaju (w Zielonej Górze: w autobusie...), w pociągu - gdziekolwiek.
Dzisiaj też się uśmiechamy. "Keep smiling". Znacie to? To taki uśmiech, od którego szczęka boli. To uśmiech, w którym nie ma już żadnej nadziei. Nie ma w nim życia. Zakładany na twarz tylko dlatego, żeby nikt nie zauważył co się dzieje pod spodem i żeby nie psuć nastroju innym. Myślę, że znacie...
A wracając do urzędu: nie mam nic przeciwko użyczaniu klientom drukarek czy ksera - nikt z nas nie ma. Tylko czasem w ramach oszczędności materiały biurowe są ściśle wyliczane. Więc trzeba wziąć pod uwagę zwiększenie wydatków na to, bo nie z naszą dobrą wolą tu jest problem.
Niemniej najbardziej rzucił mi się w oczy ten cytat:
„zagubiony człowiek, który nie musi znać prawa i przepisów prawa, uzyska informację pełną, czytelną i dostępnym językiem".
Przyrzekam: mimo znajomości przepisów też czasem czuję się zagubionym pracownikiem i bym chciała dostawać informację pełną, czytelną i dostępnym językiem. Bo niekiedy to co przychodzi z zewnątrz (i nie mówię tu o klientach) napisane jest tak, że robimy burzę mózgów aby dojść "aleosochodzi?"
Przede wszystkim jednak chciałabym, żeby nas szanowano. Bo tak naprawdę to media na podstawie nielicznych nagłośnionych spraw (które zresztą nie zawsze okazywały się tak oczywiste jak je pokazywano) wykreowały stereotyp urzędnika - potwora, wroga społeczeństwa, uzbrojonego w tony papierów, godzącego w ludzi włóczniami zapętlonych i niezrozumiałych przepisów i procedur, które nie on przecież tworzył, tylko osoby przez to społeczeństwo wybrane... Ok, mogłabym tak długo. Może więc Pani Premier zaapeluje do społeczeństwa o szacunek dla urzędników? A do polityków tworzących prawo o szacunek do tych, którzy to prawo będą musieli wykonywać i tych, którzy mu się będą musieli podporządkować? W jakiś sposób apel, żebyśmy byli bardziej przyjaźni zawiera w sobie stwierdzenie, że przyjaźni nie jesteśmy. A nawet że nie staramy się być. A przecież to nieprawda, od lat prowadzi się różne badania i wyniki pokazują zupełnie co innego. Ale stereotyp to stereotyp i z nim dyskutować się nie da. Może tylko da się przestać go karmić...
Można mieć urzędników o usposobieniu i myślach takich jak na obrazku na górze. Albo na dole. Wszystko zależy od motywacji i od atmosfery. I od tego, czy czują się szanowanymi członkami społeczeństwa czy dyżurnymi winnymi.
A naprzód ruszymy jutro. Jutro ma to do siebie, że nigdy nie przypada dzisiaj - to tyle na temat wiary w obietnice. Ja już nikomu nie wierzę.