O języku (niekoniecznie urzędowym)
Ciężko ostatnio dostrzec coś pozytywnego. Pomyślałam sobie, że tak dla odmiany tym razem oderwę się na chwilę od naszych niezbyt optymistycznych spraw, śledzenia sejmowych projektów, i wszystkich tych rzeczy o których pisujemy i których nie chcę wymieniać, żeby Was nie dobić przynajmniej dzisiaj. Postanowiłam, że zażyję rozrywki w postaci relaksu przed TV (co zdarza mi się naprawdę bardzo, bardzo rzadko). Mój mąż poświęcił się i odnalazł jakiś kanał dla kobiet, a potok słów jaki spłynął z głośników wprawił mnie w osłupienie.
Dowiedziałam się m. in., że ostatnio na topie jest pralka która ma program do odzieży autdorowej. Posiada też funkcję BIO IQ. Jakaś pani oznajmiła, że w naszym kraju pojawiła się nowa forma polskiego szopingu; okres przedświąteczny to pora nabywania giftów, najlepiej w dizajnerskim stajlu. Potem było coś jeszcze o mejkapie, żeby dobrze wyglądać na party, zrobić wszystkim suprajz, taki żeby wszędzie było słychać "łał", rulez na kulowej imprezie i móc poderwać debeściaka. To oczywiście skrót, ale mniej więcej jakoś tak to brzmiało.
Język angielski obcy mi nie jest, mimo to dłuższą chwilę musiałam się zastanawiać co to jest odzież autdorowa, bo nie wiedzieć czemu pchało mi się skojarzenie z odorem, ale jakoś nie pasowało do kontekstu. Zastanawiałam się też przez chwilę, czy chciałabym mieć pralkę z jakimkolwiek IQ - jeszcze mi tego brakowało, żeby i pralka snuła własne rozważania.
Wytrzymałam na kanapie przed TV jakieś 20 minut i przypuszczam, że wystarczy mi tej rozrywki na długo. Po czym wyobraziłam sobie rozmowę którejś z tych pań z moją Babcią... Na moją Babcię nie było mocnych. Zazwyczaj żal mi było Jej rozmówców, ale w tym przypadku nie mam żadnych wątpliwości po której stronie bym stanęła...
Po czym pomyślałam sobie o naszym urzędowym języku, wzbogaconym o elementy z nauk o zarządzeniu biznesowym. Weźmy na przykład taki target. Tak jak polski szoping kojarzy mi się bardziej z wiejskimi budynkami gospodarczymi, to target nieuchronnie wywołuje we mnie wizję Luke Skywalkera, podążającego X-skrzydłowcem w misji zniszczenia stacji kosmicznej. I silniejsze to jest ode mnie... Kiedy kolega mi tłumaczy, że targetem tej ankiety są tacy i tacy ludzie, mam wrażenie, że młody Jedi wygląda zza szafy i do mnie macha.
A tak serio to przygotowując projekt jakiegoś dokumentu warto się zastanowić, czy nie można napisać go prościej. Pamiętajcie, drodzy autorzy, że ktoś to będzie musiał czytać. Zapewne sam temat już łatwy nie jest, po co więc utrudniać przekaz używając słów niepotrzebnych albo trudnych, jeśli mają łatwiejsze synonimy? Niezrozumiały język to tzw. szum informacyjny; powoduje u odbiorcy niechęć do lektury i negatywne nastawienie do treści, a bywa, że i do autora (zwłaszcza kiedy trzeba szybko coś odpowiedzieć). Kiedyś próbowałam Wam pokazać jak wygląda nieczytelny tekst dla odbiorcy - TUTAJ.
Potem, podążając za wspomnieniem Babci udałam się do kuchni zrobić coś pożytecznego. Czas najwyższy na pieczenie świątecznych pierniczków (bo muszą poleżeć). Pamiętacie mysz, która mnie straszyła? Otóż moja praca została w pewnym sensie wynagrodzona, bowiem mysz, która ignorowała wędzony boczek, pachnące kawałki kiełbasy, w przypływie desperacji podkładany do żywołapki ser - mojemu własnoręcznie przygotowanemu pierniczkowi oprzeć się nie zdołała. Mam więc dom wolny od intruza, czuję się dumna i doceniona, ale mam i wyrzuty sumienia - mysz została wypuszczona cała i zdrowa w ogrodzie, tylko... czy teraz sobie poradzi? Chyba powiem mężowi, żeby poszedł jej poszukać...
A jak ktoś ciekawy, to przepis na pierniczki którym nawet straszna mysz się nie oprze, może znaleźć TUTAJ
No i słowo wyjaśnienia: po prostu musiałam coś innego napisać, bo ile można w koło to samo?