Spoglądam w lustro, rewelacji wprawdzie nie ma, ale i potwora też nie widzę.
Chyba przy okazji w pracy staniemy w większym gronie, może wtedy gdzieś mignie Golem, Awatar lub inne straszydło. W Dzienniku Gazeta Prawna z 30.08.2013 r. (niestety dostęp płatny) opublikowana została rozmowa Rafała Wosia z dr. Romanem Batko pod frapującym tytułem Potworne twarze administracji. Nie jestem pewien na ile niektóre tezy są autorstwa wyłącznie Pana Batki, a na ile to wybór prowadzącego rozmowę dziennikarza. W każdym razie mieliśmy pomagać obywatelom, tymczasem żyjemy własnym życiem, a kolejne nasze wcielenia są coraz bardziej przerażające.
Sądzę, że niezależnie od subiektywnych ocen jakie sobie wyrobimy, warto poszukać w pracy tego numeru DGP. Dla zachęty tylko mały fragment rozmowy:
...
To jakie naprawdę są te wszystkie urzędy, z którymi każdy z nas ma codziennie do czynienia? Urzędy miejskie, skarbowe, ministerstwa, urzędy centralne i terenowe?
- To wielka i rosnąca z każdym rokiem masa. W 1990 r. wszystkich urzędników - zarówno rządowych, jak i samorządowych było 158 tys. Dziesięć lat później 297 tys. Dziś ta liczba wzrosła do 430 tys. A i ta liczba nie oddaje całej prawdy. Bo jeśli dodać do tego wszystkie osoby powiązane z administracją publiczną na zasadzie umów o dzieło, umów-zleceń albo projektów, wychodzi nam - według niektórych szacunków - nawet milion osób.
- Nikt nie będzie w stanie mnie przekonać, że takim wielkim organizmem da się w ogóle sterować. On już dawno wymknął się spod kontroli. Tego nie da się nawet opisać według prostego klucza: administracja jest sprawna - niesprawna, dobra - zła, tania - droga. Ona jest i taka, i taka. Ona jest jak Światowid.
Światowid. Prasłowiańskie bóstwo o czterech twarzach?
- Właśnie tak. Każda z tych twarzy jest trochę inna. A jednak w każdej widać kawałek pozostałych.
Jakie to twarze?
- Ta najstarsza to Golem. Pamięta pan starą kabalistyczną legendę o Golemie? To był twór wykreowany przez lokalnego rabina, który miał chronić żydowską diasporę czeskiej Pragi. Podobnie administracja. Została stworzona w początkach nowoczesności, żeby pomagać, rozwiązywać problemy społeczne. Powołanie do życia administracji było aktem racjonalnym. Bezstronne procedury, legalizm i profesjonalizm miały być lekiem na chaos, anarchię i prawo pięści dominujące w wiekach poprzednich.
- Jednak gdzieś po drodze golem administracji - podobnie jak jego legendarny pierwowzór - sprzeniewierzył się swojemu twórcy. To dlatego społeczne doświadczenie dysfunkcjonalności administracji jest tak powszechne. Bo Golem najpierw zbudował labirynt. Taka konstrukcja ma chronić przed profanem tajemnicę, dawać bezpieczeństwo temu, co ukryte. Tworząc labirynt przepisów, procedur, hermetycznego języka, metryczek, wzorów i druków urzędnicy chronią swoją władzę, pozycję i etaty. Nie tylko nie dają obywatelom nici Ariadny. Oni sami hodują w labiryncie Minotaura. Tu nie chodzi o złą wolę czy błędy pojedynczych ludzi. To leży w naturze Golema.
…
Może więc administrację trzeba naprawiać? Żmudnie, krok po kroku.
- Takie próby są podejmowane, odkąd administracja istnieje. Już legenda socjologii Max Weber na przełomie XIX i XX w. postulował powrót do korzeni. Do biurokracji idealnej. Nie trzeba jednak patrzeć aż tak daleko wstecz. Mamy przykłady współczesne.
Jakie?
- Jednym z pomysłów było wprowadzenie do administracji publicznej mechanizmów zarządzania rodem z biznesu. Wymyślono to na Zachodzie w latach 80. jako "new public management" na fali ogólnej fascynacji wolnym rynkiem i sprawnością sektora prywatnego w zderzeniu z ospałością machiny biurokratycznej. W Polsce takie pomysły były na potęgę wprowadzane przez ostatnich kilkanaście lat.
Z jakim skutkiem?
- Okazało się, że to zupełnie nie działa. Skopiowanie metod zarządzania sektorem prywatnym nie jest odpowiedzią na realne problemy administracji publicznej. Wiem, co mówię, bo zajmowałem się sprawą jako badacz. A wcześniej jako radny w Sandomierzu. Najpierw się tym zjawiskiem fascynowałem. Ale potem zrozumiałem, że ochocze stosowanie filozofii "new public management" ujawniło tylko drugą twarz administracyjnego Światowida. Tym razem był to Midas. Wszystko, czego dotykał, zamieniał w złoto, które jednak szybko okazywało się nikomu niepotrzebnym tombakiem.
...
Ale Midas to nie jest ostatnia z twarzy, jakie pokazał nam Światowid administracji.
- O nie! Teraz w modzie jest kolejne wcielenie. Nazwałem go Awatarem. To nasz stary znajomy Golem. Tyle że w cyfrowej wersji 2.0.
To e-administracja nie jest lekiem na wszystkie bolączki biurokracji?
- Nie jest. Jest za to skażona wszystkimi jej patologiami. Bo wprowadzaniu w życie idei e-administracji towarzyszy analogowa mentalność. Nie chcę już wracać do wcześniejszych prób podejmowanych na tym polu przez poprzednie rządy. I do wielkich afer korupcyjnych, które szczególnie często towarzyszyły próbom awataryzacji Golema. Zostańmy tylko przy działaniach obecnego Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Dwa przykłady. Przed naszą rozmową sprawdziłem, jaki jest licznik w ePUAP-ie. Czyli elektronicznej płaszczyźnie komunikacyjnej obywatela z urzędem.
- Obecnie w systemie zarejestrowanych jest ok. 150 tys. użytkowników. Z czego większość to sami urzędnicy, którzy często profil na ePUAP-ie mieć muszą, bo jest im to potrzebne do wykonywania obowiązków służbowych. Ale nawet gdyby uznać, że te 150 tys. to są obywatele, oznacza to, że za pomocą podstawowego narzędzia e-administracji z urzędem komunikuje się populacja przypominająca wielkością Rzeszów albo Kielce. Czy nie jest to zadziwiająco mało, jak na 40-milionowy naród? Przecież ePUAP to nic innego jak odpowiednik konta bankowego. A liczba kont bankowych idzie u nas w grube miliony.
Ale czy to wina urzędników, że ludzie nie rejestrują się w ePUAPie?
- Tak, bo przez takie dumnie brzmiące e-narzędzia i tak nie sposób zbyt wiele załatwić. Sam ePUAP po prostu działa źle, mimo sporych środków kierowanych na ten cel. Nie działają też inne powiązane z nim narzędzia. Dam tylko kilka przykładów. Parę lat temu Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej stworzyło elektroniczny program do rejestracji bezrobotnych eForm. Chyba za milion złotych. W tym programie może się pan zarejestrować tylko po to, by wyświetlił się panu termin, kiedy należy przyjść do urzędu. Oczywiście z kompletem wydrukowanych dokumentów. Czyli to oprogramowanie kompletnie niczemu nie służy.
...
Zostawmy nieszczęsnego Awatara. Biurokratyczny Światowid powinien mieć jeszcze czwartą twarz.
- Aby ją opisać, przydatna jest metafora złotego cielca. Chodzi w niej o to, że administracja domaga się nieraz wręcz religijnej czci. Badałem kiedyś zjawisko lobbingu na płaszczyźnie samorządowej. I wyszły mi zadziwiające rzeczy. W porządku prawnym nie ma przecież żadnej zależności wójtów albo burmistrzów od marszałka województwa. Oba te poziomy są suwerenne. Ale w praktyce mamy tu do czynienia z kompletną wasalizacją. Bo w gestii marszałków są środki finansowe, których reszta potrzebuje.
- Inny przejaw tej samej choroby to rozpowszechniona wśród wielu przedstawicieli administracji maniera promowanie swojego imienia i nazwiska przy każdej możliwej sposobności. Wystarczy, że koncert, wystawa czy wernisaż są dotowane przez jakiś urząd, i już pojawia się napis: "projekt powstał przy wsparciu marszałka województwa pana XY" albo "wójta ZW". Właśnie nazwisko, a nie instytucja. Choć przecież nie były to prywatne pieniądze tych ludzi. To takie dziwaczne kapliczki na cześć złotego cielca. Nawet jeśli prawo tego nie zakazuje, podobne praktyki i tak budzą oczywisty niesmak.
...
No dobrze. Skoro nie pomogą ani zachęty rodem ze świata biznesu, ani cyfryzacja e-administracji, to co robić?
- Może to zabrzmi naiwnie, ale bezdusznego Golema, zdehumanizowanego Awatara, merkantylnego Midasa i pełnego pychy cielca mogą zmienić tylko wartości. Powrót do tego, czym właściwie powinna być administracja, a więc do etosu służby. Odwoływanie się do obywatelskości, solidarności społecznej i dobra wspólnego. Trzeba tworzyć mikronarracje sensu. Pozytywne działanie w swoim własnym otoczeniu. Trochę w stylu piosenki Młynarskiego "Róbmy swoje". Inne przekonujące rozwiązanie nie przychodzi mi do głowy.
...
Osobiście z kilkoma tezami się nie zgadzam, ale i część muszę z pokorą uznać za trafne. Nie będę jednak dzisiaj polemizował. Do tematu mam nadzieję wrócić po przeczytaniu wydanej właśnie książki "Golem, Awatar, Midas, Złoty Cielec. Organizacja publiczna w płynnej nowwoczesności" autorstwa Pana doktora. Jeśli o jej zareklamowanie chodziło rozmówcom, to w moim przypadku dałem się złapać, znalazłem w necie i zamówiłem.